Byłem nieświadomy tego co Jezus może zrobić w życiu !
Moja historia z racji podobieństwa kulturowego i religijnego dla wielu osób może się wydawać standardowa. Wychowywałem się w standardowo wierzącej rodzinie. Jak dalece pamiętam, zawsze chodziłem do Kościoła, przyjąłem Pierwszą Komunię Św, później było Bierzmowanie. Nazywam to podejściem standardowym, bo u nas w domu niezbyt dużo mówiło się o Bogu, a wiem, że tak jest w wielu polskich rodzinach. Nie pamiętam, że przyjęcie sakramentu bierzmowania spowodowało jakiś dramatyczny zwrot w moim życiu. Będąc w liceum, pisałem taki dziennik/pamiętnik i pamiętam, że tam zapisałem jako mój cel/pragnienie – nawiązać dobrą relację z Bogiem. Już samo to, że coś takiego napisałem, świadczy o tym, że ze swojej zadowolony nie byłem, bo o ile pamiętam, to w liceum moja modlitwa polegała na odmawianiu wyuczonych wcześniej formuł. Najpewniej pozwoliłem na obumarcie tej relacji przez moje zaniedbania i błędne wybory.
W każdym razie przychodząc na studia do Poznania na Akademię Ekonomiczną, przeglądałem ofertę, jaką przedstawia uczelnia. Zobaczyłem prezentację jednej organizacji chrześcijańskiej „Ruchu Akademickiego Pod Prąd”: „Pragniemy żyć w dobrej relacji z Bogiem i chcemy się też tym dzielić”. Zainteresowałem się tym i po koncercie z Ireneuszem Krosnym chętnie spotkałem się, żeby porozmawiać właśnie o przyjaźni z Bogiem. Chłopaki opowiedzieli mi o dwóch rzeczach: o Ewangelii i o swojej historii. Historii o tym jak ktoś mówi o swojej wierze, mało słyszałem. Z zaprezentowanych przez nich rzeczy większość już znałem. Mianowicie słyszałem w Kościele, że Bóg mnie kocha, że jest grzech i dosyć dużo słyszałem o Jezusie. Natomiast to, co było dla mnie nowością to to, że prawdziwa przyjaźń z Bogiem zaczyna się od osobistej decyzji zaproszenia Jezusa do serca/życia i też oddania Mu miejsca centralnego/tronu. Na pytanie, czy taką osobistą decyzję podjąłem, nie potrafiłem odpowiedzieć. I też nie byłem jej w stanie jeszcze podjąć. Zacząłem poznawać innych wierzących znajomych i też przerabialiśmy sobie takie studia biblijne o Jezusie. Myślę, że najbardziej przemówiła do mnie radość, jaka emanowała z twarzy tych moich nowo poznawanych znajomych. Oni radowali się, mówiąc o swoim Przyjacielu i mieli ten spokój wewnętrzny, którego mi brakowało. No bo dosyć dużo do tej pory porównywałem się z innymi ludźmi i nie miałem dobrego poczucia własnej wartości. A tu w pewnym momencie słyszę, że Bóg kocha mnie tak mocno, że wie, ile mam włosów na głowie! To było mocne.
Do osobistej modlitwy do Pana Jezusa z naciśnięciem Mu klamki do drzwi mojego życia potrzebowałem trochę czasu. Przedziwna rzecz, że będąc w Kościele, miałem problem ze świadomą decyzją zwrócenia się ku Jezusowi, no ale tak było. Zacząłem o Nim czytać, nie tylko z Nowego Testamentu. W tamtym okresie miały też miejsce dwa wydarzenia: 1. Moje radio samo się włączyło i wyłączyło z fragmentem piosenki Wilków: „tak niewiele potrzeba do szczęścia” i też na dworcu PKP spotkałem chłopaka z pierścieniem rybą, który dał mi kartkę z wersetem biblijnym i życzeniem, aby w moim sercu narodził się Pan Jezus Chrystus.
Pomodliłem się świadomie tą modlitwą, jaka była w broszurce: „Przyjaźń z Bogiem”. Pamiętam, że pojawił się spokój wewnętrzny i pewność, że wiem, gdzie jest teraz Jezus w moim życiu.
Po pewnym czasie zaczęło się pojawiać pragnienie poznawania Boga w Piśmie Św. Dużo wcześniej tj. gdy miałem 15 lat postanowiłem sobie, że przeczytam całe Pismo Św. ale zatrzymałem się na Księdze Kapłańskiej i stwierdziłem, że tego nie da się czytać. A tu nagle pragnienie czytania Pisma Św. pojawia się samo z siebie. Moja modlitwa też zaczęła być bardziej osobista. Zacząłem też interesować się tym, co mówi Kościół. Po pewnym okresie zaczęła się coraz bardziej uwidaczniać wewnętrzna radość z tego, że znam Boga osobiście. Pamiętam, że będąc w kościele, tak się radowałem, iż aż sam się sobie dziwiłem. Było to jakby zmartwychwstanie mojej wiary.
Będąc na III roku studiów, nie spodziewałem się, że doświadczę porażki w relacji z pewną dziewczyną. Znajomość do pewnego momentu rozwijała się, ale nie spodziewałem się, że w pewnym momencie pojawi się wręcz jakaś taka fizyczna blokada w moim ciele. Doświadczałem też wtedy sporo natrętnych myśli. Pewien spowiednik wyjaśnił mi potem, że natrętne myśli, których doświadczałem w powiązaniu z tą fizyczną dolegliwością, były chorobą – a konkretnie nerwicą natręctw. Przyczyną zaistnienia był lęk, jakiego doświadczyłem na wcześniejszym etapie mojego życia.
Będąc w lipcu 2010 roku jako ewangelizator na Przystanku Jezus, kupiłem książkę „Jezus żyje”. Opowiadała ona o niezwykłych cudach uzdrowień, jakich dokonywał Jezus na publicznych nabożeństwach i mszach z modlitwą o uzdrowienie w trakcie posługi kanadyjskiego księdza Emiliana Tardifa. Była tam modlitwa oddania Bogu wszystkich swoich dolegliwości. Ja oddałem Mu tą, ale też i inną dotyczącą deformacji narządów rozrodczych.
Było to pod koniec lipca 2010 roku. W sierpniu na takiej właśnie mszy z modlitwą o uzdrowienie, na której byłem, nic się nie wydarzyło. Na wrześniowej modliłem się najpierw o moich bliskich w rodzinie, o których wiedziałem, że im coś dolega. Potem w trakcie wystawienia Najświętszego Sakramentu powiedziałem Jezusowi: Panie to mi jednak przeszkadza, w sensie, że te natrętne myśli, które towarzyszyły mi też na tej mszy, przeszkadzały mi.
Po chwili osoba, która prowadziła modlitwę, mówi do mikrofonu: Jest wśród nas dwóch mężczyzn, u których stwierdzono nerwicę, teraz Pan Jezus przychodzi do tych dwóch mężczyzn ze swoim uzdrowieniem. Pragnie, żeby życie tych mężczyzn się zmieniło.
Gdy on to mówił, ja poczułem wyraźne chłodne dotknięcie z tyłu głowy, jakby przechodzące przez moją czaszkę docierającą głębiej, do wewnątrz, dalej przechodzące przez mostek, żołądek i przenikające również moje jądra.
Oczywiście padłem na kolana i rozpłakałem się, uwielbiałem Boga w tym czasie. Po mszy nie miałem odwagi zaświadczyć o tym. Zaświadczyłem o wszystkim publicznie po dłuższym okresie od tamtego pamiętnego wrześniowego wieczoru.
Jeśli chodzi o moje dziś to, na co dzień modlę się rano, czytam Słowo Boże, pomagam we wspólnocie. Miałem też okazję pomóc w zaproszeniu Jezusa do życia jednemu chłopakowi, który po tej decyzji przeżył już na początku tę wielką radość, jaka u mnie pojawiła się dopiero po pewnym czasie od tej decyzji.
Relacja z Jezusem Chrystusem jest dla Ciebie. Ja nie byłem świadom tego co On może uczynić, teraz już jestem!