Sport, Jezus i Politechnika Warszawska
Dzięki bieganiu czuję się sprawniejszy. Czuję się lżejszy, lepiej funkcjonuję, lepiej śpię. Z drugiej strony, wyznaczyłem sobie różnego rodzaju cele. Maraton jest takim właśnie celem. I osiągnięcie tego wyniku, czy ukończenie tego biegu, na pewno daje olbrzymią satysfakcję.
Związek miedzy moim życiem chrześcijańskim i sportem jest bardzo naturalny, to znaczy: ja jestem przekonany, że musimy być spójni w tym, co robimy i jak działamy. Stąd sport wymagający samodyscypliny, wymagający wytrwałości, wymagający zmagania z bólem, ale też dający olbrzymią satysfakcję - jest doskonałą szkołą życia. W tym, życia chrześcijańskiego, w którym doświadczam pewnych wyzwań, trudności, ale w którym też przeżywam euforię i radość.
Boga poznałem, a raczej poznaję Go, przez całe swoje życie. Pierwszy raz ewangelię, w sposób zrozumiały dla mojego umysłu i serca, usłyszałem będąc na pierwszym roku studiów. Do moich drzwi zapukali koledzy z organizacji chrześcijańskiej i zapytali czy nie mam nic przeciwko temu, abyśmy porozmawiali o Bogu. Wiecie, ja byłem studentem Politechniki Warszawskiej – telekomunikacji, raczej umysł ścisły, stwierdziłem, że jeśli mają coś ciekawego do powiedzenia, jeżeli to ma sens – to możemy porozmawiać. Muszę dodać, że nie miałem żadnych obaw ani żadnych uprzedzeń. Nie byłem zraniony do tej pory przez nikogo w tej sferze, byłem pełen ufności. Więc zaprosiłem kolegów do pokoju, było nas trzech. Rozmawialiśmy o tym, kim jest Bóg. Kim jest Bóg w naszym życiu. Ja zupełnie nie umiałem nazywać tego, co się działo w moim duchowym życiu. Kiedy jednak usłyszałem przekaz ewangelii: o tym, że Pan Jezus zaniósł na krzyż moje grzechy, i że jestem zbawiony przez Jego łaskę, i ten dar mogę przyjąć albo odrzucić. Nie widziałem żadnego powodu aby zrobić inaczej jak tylko powiedzieć: Panie, proszę bądź w moim życiu, zasiądź na tronie mojego życia, chcę być Tobie posłuszny. Nie wiedząc tak naprawdę, jak to ma wyglądać na co dzień. Łatwo jest mi powiedzieć, co Bóg zbudował i pomógł mi zbudować w życiu. Jestem w pełni przekonany, że od samego początku, Bóg jest obecny w naszej relacji z żoną. Poznaliśmy się jako młodzi ale nawróceni ludzi i wiedzieliśmy niewiele o miłości, o rodzinie, o wychowywaniu dzieci, o życiu, o doświadczeniach, o pracy. Ale wiedzieliśmy, że chcemy to robić z Bogiem. Chcemy iść przez życie z Bogiem.
Znamy takie określenie, chciałbym się nim nawet podzielić. Relacja małżonków i Boga może być wpisana w trójkąt. Bóg jest na wierzchołku, a my: mąż i żona jesteśmy na tych pozostałych rogach. I im bliżej, wspólnie jesteśmy Boga – tym bardziej zbliżamy się do siebie.
Relacja z Bogiem i stałe przebywanie z Nim, pozwala mi stwierdzić, i proszę wybaczyć jeżeli to zabrzmi pyszałkowato, czy dumnie. Pomaga mi ta relacja stwierdzić, że wiem, dokąd zmierzam. Mam też taką prośbę, czy taki apel do nasz wszystkich maratończyków i sportowców, abyśmy tak jak poważnie i profesjonalnie podchodzimy do naszych treningów: przestrzegając diety, wybierając odpowiednie obuwie, pilnując treningów, tętna, prędkości, wydolności. Żebyśmy równie poważnie podeszli do biegu, jakim jest nasze życie. Abyśmy w swoim życiu, znaleźli czas na refleksję: czy wiem, dokąd zmierzam? Czy wiem z kim spędzę wieczność? Czy spędzę ją z Bogiem? Tę decyzję, każdy z nas musi podjąć sam. Jezus jest moim Panem!