Obecny
Nazywam się Ula i chciałabym Ci opowiedzieć historię o tym jak spotkałam Jezusa w moim życiu. Wszytko zaczęło się jakieś 3 lata temu, kiedy razem ze znajomymi pojechałam do Wołczyna, na rekolekcje organizowane przez Kapucynów. Są organizowane ciekawe spotkanie, konferencja, nabożeństwa, spotkanie w małych grupka z innymi uczestnikami rekolekcji, a wieczorem koncerty.
Jednego dnia koleżanka namówiła mnie do pójścia na modlitwę wstawienniczą. Zapisałyśmy się na konkretną godzinę i poszłyśmy do małego kościoła w pobliży głównego placu spotkań. Modliły się nade mną dwie animatorki. Poprosiłam je o pomoc w rozeznaniu mojego powołania. Było to dla mnie niesamowite doświadczenie, to był jedna z pierwszych tego rodzaju modlitw. Świadomość, że ktoś wstawia się za mną do Pana Boga pozwoliła mi jeszcze goręcej wołać Go o pomoc. Najbardziej zauważalnym owocem tej modlitwy (oprócz oczyszczających łez) był spokój, który ogarnął mnie całą. Miałam świadomość, że nie jest już ważne co wybiorę, tylko to że jeśli zrobię to z miłością to będzie to najlepszy wybór. Jestem ukochanym dzieckiem Boga i On chce dla mnie tego co najlepsze a ja muszę się tylko na to otworzyć i pozwolić mu działać.
Tego samego dnia wieczorem była adoracja Najświętszego Sakramentu. Tak jak nigdy dotąd nie potrafiłam się modlić własnymi słowami, zawsze tylko było to „odklepywanie” znanych z dzieciństwa formułek, które nic dla mnie nie znaczyły, tak tego dnia było zupełnie inaczej. Zdarzył się cud. Stałam na adoracji i naprawdę z nim rozmawiałam. Prawdziwie czułam Jego obecność, że się o mnie troszczy. Był blisko mnie, tuż obok i mogłam z nim rozmawiać jak z prawdziwym przyjacielem. Powierzałam mu wszystkie swoje sprawy, zmartwienia, smutki i radości.
Pamiętam, że podczas modlitwy podniosłam ręce do góry, czego zwykle nie robię. Adoracja trwała dość długo, chociaż wcale mi to nie przeszkadzało, nie byłam, ani zmęczona, ani znudzona, po prostu w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że jest już ciemno. Po takim czasie normalnie pewnie już dawno opuszczałabym ręce na dół, ale wcale nie były ciężkie. Czułam jakby Ktoś trzymał je w swoich dłoniach, podtrzymując mnie w postawie uwielbienia. To było niesamowite doświadczenie. Wiem, że To on był obok i podtrzymywał mnie, kiedy ja nie byłam w stanie się już modlić.
I za to wszystko Chwała Panu!