Iza

Poland

RATUNEK

Życie przez przypadek…

Całe życie brakowało mi elementarnego poczucia bezpieczeństwa i zaufania do Boga, choć zawsze w Niego wierzyłam mimo, że rodzice nigdy mi o Nim nie mówili. Moja wiedza o Nim pochodziła z lekcji religii, na które sama się zapisałam we wczesnym dzieciństwie. Podczas okresu dojrzewania zaatakowały mnie irracjonalne fobie, natręctwa i lęki, najczęściej na tle hipochondrycznym. Miałam nieustające wrażenie, że moje zdrowie i życie jest zagrożone. Przez większość czasu czułam się jak zwierzyna łowna na polowaniu, nie mająca gdzie się schronić. Jako nastolatka chodziłam na koncerty punkowe i byłam zafascynowana nihilistyczną filozofią tej subkultury. Przeszłam również w młodości zabieg onkologiczny, a doświadczenie to zupełnie zrujnowało moją nadwrażliwą psychikę.

Oskarżałam Boga o całe moje cierpienie i bałam się, że może zranić mnie jeszcze bardziej.

Parę dziesięcioleci później okazało się, że byłam przeznaczona do aborcji i że żyję jedynie „przez przypadek” ponieważ lekarz nie stawił się w wyznaczonym dniu. Choć mama w końcu zaakceptowała mnie,  jej miłość była bardzo wypaczona, naznaczona poczuciem winy, zaborczością i nadopiekuńczością. Ojciec był wycofany emocjonalnie, często gniewny lecz jego przedwczesna śmierć była dla mnie ogromnym szokiem.

Później przeczytałam w literaturze medycznej, że moje symptomy były najprawdopodobniej spowodowane tzw. syndromem ocaleńca postaborcyjnego. W moim przypadku był on bardzo nasilony ponieważ nie tylko ja miałam być zabita – moje rodzeństwo zostało faktycznie abortowane. W czasie przybliżonym do tej aborcji (gdy miałam około roku) ciężko zachorowałam, trafiłam do szpitala i z powodu stresu separacyjnego (w tamtych czasach rodzice nie mogli przebywać z dziećmi na oddziale) odmówiłam przyjmowania pokarmów. Przeżycie to najwyraźniej przyczyniło się do mojej nieufności w stosunku do Boga i ludzi, jak również do traumy jatrogennej.

Na moje życie emocjonalne cieniem położyła się także niespełniona fascynacja kolegą ze studiów, tak silna, że w pewnym sensie, zmagam się z nią do dziś. Uczucie to bardzo utrudniło mi zbudowanie właściwej relacji z mężem.  

Małżeństwo okazało się zresztą bardzo trudne również ze względu na niedojrzałość i problemy emocjonalne  nas obojga oraz skłonność męża do stosowania przemocy psychicznej,  jak również jego olbrzymi sprzeciw wobec mojej wiary (przerwany krótkim epizodem uczęszczania wraz ze mną do zboru, zakończonym jeszcze większym zamknięciem na chrześcijaństwo).

Musiałam również stawić czoło psychicznym problemom naszego syna, który przeszedł poważną depresję i do tej pory zmaga się z wieloma problemami emocjonalnymi.

Podsumowując – miałam nieciekawy bagaż doświadczeń, zaburzoną osobowość i zniekształcony obraz Boga. Bałam się Mu całkowicie powierzyć z powodu tego, co mógłby mi zrobić. Widziałam siebie jako biedną, bezbronną ofiarę, która musi szukać jakiegoś ratunku bo Bóg wydawał mi się niezrozumiały, niesprawiedliwy, pełen niemożliwych do zrealizowania wymagań i w jakimś sensie nawet nieudolny, skoro dopuszcza do takiego cierpienia. Nawykowe użalanie się nad sobą i negatywne myślenie było moją codziennością, choć starałam się jak umiałam żyć w zgodzie z normami biblijnym. Chociaż dołączyłam do wspólnoty ewangelicznej i zostałam ochrzczona to jednak nie udzielono mi tam właściwej pomocy w uwolnieniu i uzdrowieniu duchowym i emocjonalnym.

Byłam więc niezwykle opornym uczniem Chrystusa, skoncentrowanym na sobie, pełnym gniewu i poczucia nieszczęścia oraz ciągle oglądającym się wstecz.  

Punkt zwrotny

Kilka lat temu problemy w moim życiu skumulowały się do tego stopnia, że “rozwinęłam” nowy symptom – obsesyjne myśli autodestrukcyjne. To był największy koszmar w moim życiu. Czułam się, że nie mam już nic, że jestem nikim, ze nie mam już gdzie szukać pomocy. Jakby jakaś czarna ściana zamykała się wokół mnie. Osaczały mnie niewidzialne moce a siła, która usiłowała mnie zabić na samym początku mojego istnienia, wróciła, aby dokończyć dzieła. Szyderczy głos powtarzał mi, że w ogóle nie powinnam istnieć, że nikt mnie nie chciał a przeżyłam tylko przez przypadek. Atakowały mnie samobójcze natręctwa przy pełnej świadomości, że nie pochodzą ode mnie. Nieustanna męka stawała się nie do zniesienia i nie byłam pewna jak przeżyję następną godzinę. Całe to doświadczenie było dla mnie jednak jeszcze jednym dowodem na istnienie obiektywnej rzeczywistości duchowej. Przy życiu trzymała mnie wiara, że oprócz złych mocy istnieje też Bóg, o którym tyle wiedziałam, ale tak naprawdę nigdy Mu nie ufałam.    

W momencie najgorszego koszmaru strachu i beznadziei, gorączkowo szukając jakiejś drogi wyjścia natrafiłam w Internecie na stronę SzukajacBoga.pl. Tam znalazłam modlitwę oddania życia Jezusowi. Każde słowo jakby wyskakiwało do mnie z ekranu, nareszcie zrozumiałe, pełne treści, oferujące pomoc, której tak desperacko poszukiwałam. Z płaczem wypowiedziałam modlitwę ponownego zawierzenia życia mojemu Zbawcy i prośbę aby uczynił mnie taką osobą, jaką chce abym była… To było dla mnie dosłowne wybawienie, to była sprawa życia i śmierci. Na stronie tej znalazłam też Miłosny List od Ojca, który kiedyś znałam, ale zupełnie nie mogłam w niego uwierzyć. Przemówił wreszcie do mnie jak krzyk, jak płacz tęskniącego Rodzica.

Podczas tych trudnych dni na duchu podtrzymywały mnie pełne miłości maile doradczyni, którą postrzegałam jako anioła zesłanego przez Boga aby mnie wzmocnić. Nareszcie zobaczyłam jak bardzo wykrzywiony i nieprawdziwy był zarówno mój obraz Boga jak i moja osobowość – i to właśnie powodowało moje cierpienia i błędne decyzje.  

 Zobaczyłam w jak straszną pułapkę zaprowadziła mnie moja pycha i własna sprawiedliwość i jak obrzydliwa i skażona jest moja natura przed świętym Stwórcą i Panem wszechświata. Nie byłam żadnym wyjątkiem (za który czasami się uważałam) bo, jak czytamy u proroka Izajasza, wszyscy jak owce zboczyli i poszli własną drogą.

Zrozumiałam wreszcie dlaczego Jezus musiał umrzeć za mnie (nigdy nie mogłam pojąć dlaczego musiał to zrobić bo sama przecież byłam ofiarą wrzuconą bez pytania na świat) – nigdy nie zapomnę wizji Jego twarzy z uśmiechem pełnym zrozumienia i Jego słów tak prawdziwych a jednak pozbawionych wyrzutu – „a jednak musiałem to dla ciebie zrobić…”  

Gdy otworzyłam moje skostniałe, jakby zamarłe serce dla Boga poczułam dotknięcie łagodnej lecz pełnej niezwykłej siły Istoty, która (czułam to wręcz namacalnie) objęła mnie swymi kochającymi ramionami. Jak mówią Psalmy – pod skrzydłami Jego znalazłam schronienie a Jego anioł rozbija obóz wokół mnie aby mnie chronić. Nigdy wcześniej nie doznałam tak wszechogarniającej akceptacji i czułości. W nagłej chwili olśnienia zrozumiałam, że to właśnie Bóg, do którego miałam tyle pretensji, jest jedynym wyzwoleniem i oparciem dla mnie. Że nic nie dzieje się przez przypadek, że nie byłam pomyłką. Zaczęły przychodzić mi na myśl wersety biblijne, których wcześniej „nie czułam” i nie rozumiałam.

Wbrew wszystkiemu, co mówiła mi moja sytuacja, moje emocje i rozum zdecydowałam się uwierzyć, że Istota ta jest moim ukochanym Tatusiem, który stworzył mnie z miłości i do szczęścia a nie do cierpienia. Choćby ojciec i matka mnie opuścili Pan mnie jednak przygarnie zapewniały słowa psalmu i ja w nie uwierzyłam! On mnie rozumie jak nikt na świecie, współczuje mi i leczy wszystkie moje rany.

Zwróciłam się więc do sił ciemności, które czasami wracały żeby mnie dręczyć – oto przychodzę z moim potężnym Tatusiem! Jesteście pokonani przez krew Chrystusa i już nie macie nade mną władzy! On zawsze był przy mnie a to wy kłamaliście!  

Żyjąc dalej

Po raz pierwszy w życiu naprawdę poczułam, że mam za co dziękować Bogu. On wyciągnął swoją rękę do mnie i swoją przemożną mocą wyrwał mnie z bagna, w które się zapadałam, dosłownie wyciągnął mnie z dołu zagłady (a moja "ulubiona" obsesja dotyczyła spadania). Dał mi wolność i zwycięstwo.  Zajął się też moją przeszłością. Objawił mi w nadprzyrodzony sposób moją historię jeszcze sprzed urodzenia a moja mama wszystko potwierdziła. Podczas długich i trudnych rozmów uzdrawiałyśmy naszą relację i teraz mogę powiedzieć, ze jest żywa i autentyczna. Powoli przerabiałam z Panem pokłady strachu, gniewu, goryczy a nawet nienawiści, które nawarstwiły się przez te wszystkie lata.  

W ramionach niebieskiego Ojca nareszcie znalazłam to, czego bezskutecznie szukałam całe życie – bezpieczeństwo, akceptację, wszechogarniającą, bezwarunkową miłość, która objawiła się w śmierci Chrystusa za mnie, gdy byłam grzesznikiem oddalonym od Boga. Teraz czuję się jakby została usunięta zasłona z moich oczu i mogłam zobaczyć Boga nareszcie takim, jakim jest naprawdę – Ojcem, który mnie stworzył z miłości, zawsze kochał i zawsze będzie kochać. Zrozumiałam, że On chce mnie widzieć taką, jaką zamierzył, chce pełni mojego rozwoju i szczęścia – a prawdziwe szczęście i zaspokojenie najgłębszych ludzkich potrzeb jest w Nim a nie w niczym zewnętrznym, choć pragnie nam dać wszystko – życie, i to w obfitości.

Bez wahania powierzyłam Mu moje życie, wolę, duszę i ciało bo już wiem jaki On jest i nie wyobrażam sobie życia bez Niego bo teraz, jak mówi pewna modlitwa, jest mi bliższy niż uderzenie mojego serca. Jest tym Skarbem i Perłą, o których mowa w przypowieści z Ewangelii Mateusza 13:44. Postanowiłam przeciąć wreszcie zaklęty krąg przemocy. Wybaczyłam wszystkim, którzy mnie zranili i tych, co trzeba poprosiłam o wybaczenie. Teraz mogę przekazywać innym miłość, którą sama otrzymuję od Ojca w niebie. Mogę cieszyć się wolnością i życiem w pokoju i radości jako “nowe stworzenie w Chrystusie”.

Choć moje problemy nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to uczę się budować zdrowe granice i stawać w godności dziecka Bożego. Nadal muszę zamieniać negatywne przekonania na prawdy Boże i oddawać każdą myśl w posłuszeństwo Chrystusowi (II List do Koryntian 10,5). Ale mam wspaniałą pomoc – Ducha Świętego, który we mnie mieszka i nigdy mnie nie zawiedzie!

Pojawiło się we mnie również autentyczne pragnienie dzielenia się tymi wszystkimi cudami, jakich doświadczyłam od Boga i, za namową mojej e-trenerki, sama zdecydowałam się zostać doradcą projektu Szukając Boga.

Wiem, że mój Tata zawsze tu był i jest i będzie, zawsze czekał na mnie z utęsknieniem.

W jakiejkolwiek jesteś sytuacji – zwróć się do Jezusa – On zaprowadzi Cię do Ojca i uratuje Twoje życie, w każdym tego słowa znaczeniu!

 

 

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories