Aleksandra

Wiedeń/Bielsko-Biała, Poland

Zagubiona w świecie

Moje życie  bez Boga wiara w kłamstwa świata.

Byłam wychowana w miłości, mam wspaniałą rodzinę. Miałam piękne dzieciństwo. Dorastanie było trudniejsze, bo choć czułam się kochana, to nikt nie był wstanie wypełnić mojej tęsknoty za ojcem… Miałam ojca, owszem, lecz był on obecny tylko ciałem, nie duchem. Małżeństwo moich rodziców rozpadło się, tata nie umiał nas kochać… Nic od niego nie dostałam, nie uczestniczył w moim życiu, nie poznał mnie. W sercu tam, gdzie u każdego człowieka jest miejsce dla ojca u mnie była pustka. Potem próbowałam zapełnić to miejsce moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością. Ale to była pogoń za niemożliwym. Już wtedy zaczęłam buntować się na Kościół. Na to, że nie pozwala konsumować nam naszej miłości, a przecież tak bardzo się kochaliśmy. Świat, media, gazety, seriale to wszystko mówiło mi, że seks daje szczęście i spełnienie. A ja przecież tak bardzo kochałam. Skoro Kościół nie mógł nagiąć swoich zasad do mojego myślenia, to ja postanowiłam Go opuścić. Nie znałam Boga, nie miałam z Nim relacji, więc nie wiedziałam co tracę. I tak odchodziłam od Sakramentów, Euchasrytii, a szłam coraz dalej w ciemność. Zamieszkałam z moim chłopakiem. Wielka miłość (jak wówczas myślałam) okazała się nie przetrwać. Szukałam szczęścia w kolejnych poznanych mężczyznach. Robiłam wszystko, aby to na mnie zwracano uwagę. Skupiłam się na swojej urodzie, byciu dostępną w złym znaczeniu tego słowa. Pomimo moich starań i tego, że postępowałam zgodnie ze „wspaniałymi” poradami z czasopism i kolorowych komedii romatycznych byłam coraz bardziej nieszczęśliwa. A porażka ścigała porażkę.

Poznanie Jezusa, oddanie życia.

Po kolejnym zranieniu przez chłopaka byłam w stanie spróbować wszstkiego, co przyniosłoby mi upragnione szczęście. Mieszkałam już wtedy w Wiedniu. Współlokatorka chcąc jakoś mi pomóc zaprosiła mnie na adorację do Kościoła. Zaśmiałam się jej w twarz. Ja?! Na adorację?! Przecież jestem wrogiem Kościoła, księży i całej tej zakłamanej instytucji. Nie wiem do końca, czy Bóg istnieje, czy to tylko jakaś energia kosmiczna… Ona przekonała mnie wtedy tym, że powiedziała: "Słuchaj nie musisz się tam modlić, po prostu idź, zrelaksuj się. Posiedzisz 30 minut w ciszy, bez laptopa, kmórki. Uspokoisz myśli". To mnie chyba przekonało. Poszłam potem kolejne parę razy i kiedy tak siedziałam sama w ławce zaczęłam mówić do Boga, nie wiedząc, że zaczynam się modlić. Pamiętam, że było bardzo ciemno, tylko Najświętszy Sakrament był oświetlony. Patrzyłam na Krzyż i mówiłam: Nie znam Cię Jezusie, nie ruszasz mnie na tym Krzyżu, nie wiem czy istniałeś, czy to tylko jedno wielkie kłamstwo. Ale jestem tak nieszczęśliwa… Pomóż mi, jeśli istaniejesz. Chcę wierzyć, ale nie wiem jak. Nie umiem kochać Cię, tak jak ci ludzie pośród mnie tutaj. Płakałam. Poprosiłam Jezusa o dowód dla mnie mówiąc: moja mama od 2 lat nie ma pracy, jeśli istniejesz, to daj jej pracę, aby choć jej żyło się lepiej, a ja w Ciebie uwierzę i będę Twoja na zawsze… Wypłakiwałam ból z powodu ran, których nawet nie byłam świadoma. Po około tygodniu lub dówch moja mama dostała pracę. Wybuchnęłam wtedy płaczem. Prawie krzycząc wyznałam Bogu wiarę w Niego i dziękowałam. Prawda jest taka, że moje serce w tej jednej chwili zostało uspokojone, bo spoczęło w Panu. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie muszę iść sama z maczetą przez dżunglę życia odnosząc jedynie porażki.

Moje życie po nawróceniu.

Pokochałam Jezusa, oddałam mu życie, zapragnęłam służyć Jemu i innym. On mi wybaczył, uzdrowił moje rany. Uwolnił mnie, bo żyłam zniewolona w grzechu i smutku. Dostałam taki pokój jakiego moje serce nigdy wcześniej nie doświadczyło. Strałam się tylko o piękno wewnętrzne. Postanowiłam żyć w czystości. Jezus mnie oczyszczał, uczył, prowadził. Przemienił moje serce, mój umysł, tak jak złoto oczyszcza się w ogniu. Wszystko co było nieczyste w moim życiu zabrał, wszystko co było egocentryczne i próżne zabrał, wszystko to co było przeciwko moim braciom i siostrom zabrał. I wreszcie pozwolił, aby moje serce przebaczyło mojemu ojcu.

Ten proces przemiany On wznawia każdego dnia. Ale teraz idę lekka, idę z pokojem, że cokolwiek będzie to On jest ze mną, że Jego miłość nie odstąpi ode mnie. Znalazłam wspólnotę Galileę, w której czuję się kochana, w której mogę wielbić Boga tak, jak tego moje serce w danym momencie pragnie. Bóg stawia ludzi na mojej dordze, którzy są moimi aniołami, latarniami. Oni odchodzą i przychodzą, ale to wszystko układa się w Jego wszechmądry i piękny plan. Już nie pragnę pojąć Boga umysłem, jak kiedyś. Patrzeć na Kościół, jak na instytuację. Teraz uczę się patrzeć sercem, kochać. A Kościół, to moja wspólnota. Już za niczym nie gonię.

Czuję się powołana do głoszenia Dobrej Nowiny Światu. Pragnę, aby każdy człowiek na Ziemi mógł doświadczyć życia w obfitości, mógł poznać miłość żyjącego, ciągle uzdrawiającego Boga, Jezusa Chryustusa. Bez względu na to co się dzieje w Twoim życiu, gdzie teraz jesteś, co zrobiłeś Jezus Cię kocha i pragnie Twojej miłości. To nic Ciebie nie kosztuje, nic nie masz do stracenia. Powierz mu się, bo Twoje życie nie będzie szczęśliwsze i piękniejsze nigdzie indziej, niż w ręckach naszego Miłosiernego Boga +

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories