Bóg ma swój plan
Gdy wracałam z rekolekcji oazowych, kierowca autokaru wysadził mnie w szczerym polu, gdzieś przy drodze szybkiego ruchu pod Częstochową mówiąc: Idźcie tam, tam gdzieś powinni być wasi. Poszłyśmy z koleżankami we wskazanym kierunku i trafiłyśmy na wracającą z Mszy świętej na ogromnych, dopiero co skoszonych polach, rzeszę kilku tysięcy młodych ludzi zmierzających do Czarnej Madonny Częstochowskiej. Był to czas Światowych Dni Młodzieży, które były 25 lat temu. Ale jak tu znaleźć kogoś znajomego w takim morzu ludzi? Miało to zupełnie inaczej wyglądać… Nie byłyśmy przygotowane: brak prowiantu, namiotów, śpiworów. Chciałyśmy jednak spotkać się z Papieżem! Dla Boga nie ma jednak nic niemożliwego! On postawił w nieoczekiwany i do tej pory niewyjaśniony przeze mnie sposób, na mojej drodze Wojtka, który zatroszczył się o każdy szczegół. Miałyśmy już co jeść, gdzie spać (chłopcy odstąpili nam swój namiot) a nawet zorganizowali bilety wstępu na Apel Jasnogórski i Mszę z Janem Pawłem II.
Okoliczności spotkania z Wojtkiem, który po kilku latach został moim mężem uświadomiły mi całkiem niedawno to, jak Bóg potrafi wszystko zaplanować, jak troszczy się o nas i każdy moment naszego życia.
W moim życiu nie zawsze ta świadomość była. Chodziłam do kościoła, wiedziałam że Bóg jest, ale postrzegałam go jako karzącego, czyhającego na nasze błędy i potknięcia. Bóg był daleki, siedzący gdzieś w niebie na tronie, patrzący z góry. Ciągle starałam się zasłużyć na nagrodę u niego, na Jego miłość. Starałam się być lepsza, czyli …. perfekcyjna. Z uzyskiwanych efektów zawsze byłam niezadowolona. Niezadowolenie zaczęłam przelewać na swojego męża, dziecko. Wiele padało krzywdzących słów, oskarżeń. Było bardzo głośno, bo chciałam mocno i dosadnie wyrazić swoje zdanie. Nie potrafiłam się przyznać do błędów. Mąż mając tego dosyć – zaczął więcej pracować, częściej brać zlecenia na kilkudniowe wyjazdy. Doszliśmy do momentu w naszym małżeństwie, że chciałam się wyprowadzić. Nie byłam w stanie też już tego wytrzymać. Był to jednak czas, kiedy nasza córka przygotowywała się do Pierwszej Komunii Świętej. Uczestnicząc z nią w katechezach, coś zaczęło we mnie pękać. Zaczynałam dostrzegać, że moja wiara jest tylko powierzchowna, musiałam kruszyć mury i przełamywać się np. klękając wieczorem z córką do modlitwy.
Rok później podczas kursu „Nowe Życie” uświadomiłam sobie, że Bóg mnie kocha taką jaką jestem. Nie muszę zasługiwać na Jego miłość. Czuję teraz, że jestem jego ukochaną córeczką, nie muszę nikomu ani sobie udowadniać, że jestem coś warta. Zyskałam ogromny pokój serca, On się troszczy o mnie, zmieniły się moje relacje z mężem. Dzisiaj wiem, że Wojtek jest moim wsparciem i tu na ziemi moim najlepszym opiekunem – jego wybrał mi Bóg. Przekonałam się o opiece Boga wielokrotnie. Ile razy powierzyłam mu swój problem, bo przecież one zawsze są mówię: Jezu zajmij się tym, Ty to lepiej rozwiążesz. I Bóg rozwiązywał go w cudowny sposób, lepszy i stokroć piękniejszy niż ja bym to sobie wymyśliła. Zaskakuje mnie na każdym kroku swoimi prezentami jak kochający Tata.