Gdzieś na dnie czaił się strach przed utratą relacji…
Nie masz czasem tak, że czujesz się zupełnie inny? Inny od wszystkich? Nikt Cię nie rozumie? Nie pasujesz? – To właśnie ja! Zerwał ze mną chłopak. Jako najstarszemu dziecku, wydawało mi się, że powinnam spełniać oczekiwania innych. Myślałam, że tak się zyskuje akceptację. To, co nosiłam w sercu, zawsze ukrywałam. Jako studentka matematyki wierzyłam, że jeśli umiesz liczyć? to licz na siebie! Jednocześnie rozpaczliwie potrzebowałam ludzi – oni potwierdzali moją tożsamość. Nie martw się! Na zewnątrz nie było tego widać. Byłam gruboskórna. Kiedy zmieniłam środowisko i znalazłam paczkę znajomych na studiach, to wszystko było w porządku… do czasu, aż wybuchałam, gnieciona niepewnością. Takie wybuchy niekontrolowanych emocji sprawiały, że – paradoksalnie – mój niepokój się zwiększał, bo skoro znajomi już widzieli, jaka naprawdę jestem, to nie będą chcieli mnie znać!
Padł pomysł chrześcijańskiego obozu sylwestrowego. Pojechaliśmy paczką znajomych. To było niesamowite doświadczenie. Ci ludzie byli tacy sympatyczni, otwarci. Tylko ciągle gadali o Bogu! Nawet przeszło mi przez myśl, żeby wracać. Ale zostałam. Panowała tam taka bezpieczna, pełna miłości atmosfera. Nawet największe „dziwaki” były akceptowane. Ludzie byli pomocni. Mogłam trochę odkryć siebie przed innymi. Słyszałam tam wiele, że Bóg jest, że jest żywy i działa niesamowite rzeczy, że kocha mnie tak bardzo, że postanowił za wszelką cenę ratować naszą relację. Pomyślałam, że jeśli faktycznie taki jest, to mogę mu zaufać. W końcu wyznałam to Jemu w krótkiej modlitwie, w tle słysząc huk pierwszych sztucznych ogni.
Od tej sylwestrowej nocy nic nie było takie samo… chociaż w pewnym sensie także nic się nie zmieniło. Okazało się, że można doświadczać takiej radości, która dosłownie rozsadza od środka! I wcale nie zmniejszyło jej odczuwania to, że kolejnego dnia miałam poprawkę, nieudolnie próbowałam wbić sobie jakąś wiedzę do głowy, a piętro niżej znajomi bawili się w najlepsze. Doświadczenie miłości, radości i spokoju jakie daje Bóg, jest nie do podrobienia, ponadnaturalne i zupełnie nie zależy od okoliczności, w których się znajdujemy. Odkryłam też, że przed Bogiem nic nie muszę ukrywać, a nawet jeśli chcę, to i tak jest bez sensu, bo On dokładnie wie, co czuję i myślę. Czasami okazuje się, że zna mnie lepiej niż ja sama siebie!
Odkryłam, że z Jezusem mogę czuć się swobodnie, nie muszę się bać odrzucenia. A ludzie? Cóż, niektóre relacje po prostu się kończą.