...
Cześć!
Mam ojca alkoholika. Wiele razy słyszałem jak rodzice się kłócą, od dziecka. Wiecie jako taki maluch nic nie możesz zrobić strach przerażenie i taka wielkie rozdarcie między tymi uczuciami do ojca jak do ojca, a tym że dzieje się krzywda: mamie, bratu i on jest jej sprawcą. Rosłem, ale miałem kłopoty z rówieśnikami znaczy nie odnajdywałem sie. Mały, kujonek jeszcze nieśmiały. W gimnazjum szukałem substytu miłości, wiecie coraz bardziej byłem zainteresowany dziewczynami, a wiadomo z kompleksami szybko się się nie znajdzie nikogo. Więc nie szukałem jakoś wysoko. Odwagi wraz z wiekiem przybywało trochę przy okazji w domu się uspokoiło, ojciec po awanturze trafił na policję, a później na odwyk. Sam podrosłem trochę i zaczełem tracić kompleksy. Można pytać dlaczego? Wiadomo zawsze byłem przy kościele, tu ministrant i od tego zaczełem swoją historię z kościołem, plus miałem przeolbrzmie ambicje więc sie piołem w hierachii wiedziałem coraz więcej i to z kościołem czy z Bogiem. Na którejś koloni (to nie prawda, że kolonie z księżmi są słabe) było wystawienie na którym można było się zawierzyć Bogu. Ja byłem wtedy chyba w 3 gimbazie. I coś podejrzewam że ta cała moje przemiana od tego się zaczeła. Ale obecność Boga już wcześniej odczuwałem. Tak jakby, jak ja dojrzewałem to on coraz więcej mi pokazywał. To jakieś rekolekcje na, których ktoś zaczął wyć(i to jakoś tak nienaturalnie), takie doświadczenie że ta duchowa część istnieje jakoś mnie coraz bardziej potwierdzała, że Bóg jest i jest przy mnie. Hmmm i sytuacja z ojcem się uspokoiła, ale już nie rozrabia, bo sam dorosłem i już nie mógł krzywdzić moich najbliższych, bo stanę w ich obronie. Wyobraźcie sobie co musi czuć syn, który podnosi rękę na ojca, bo musi bronić mamy. Ale co się wydarzyło sprawiło, że ojciec sam chce się zmienić. I tą siłę otrzymuje dzięki Bogu.