Ewa Łaskarzewska

Mówi do mnie wielkimi literami

A...

Jest rok 2005, po pierwszym roku studiów, wybieram sie na rekolekcje w milczeniu - 1 stopień Szkoły Kontaktu z Bogiem. Wszyscy znający moją niezamykającą się wtedy  buzię chyba tylko pukali się w czoło. A ja pojechałam - ot taki dzieciak z tradycyjnej wierzące rodziny, po formacji oazowej, zaktowiczony w Kościele, który mimo, że wyrósł w "pobożnym" środowisku to w środku szamotał sie bardzo i nie wiedział o co w tej wierze chodzi a Bóg wyłaniajacy się ze słyszanych kazań miał postać starca z brodą, który "za złe karze w za dobre wynagradza". I dostaję tam Słowo podczas jednej z medytacji, które tak mnie dotyka, że emocje z tamtego momentu, miejsce, dźwięki pamietam do tej pory. Słowo o uciszeniu burzy na jeziorze i mocne zapewnienie, że Pan uciszy każdą burzę, która mnie czeka. Nie, wcale nie przestaje sie miotać, kombinować i układać życie na własną rękę. Wręcz przeciwnie ale dane mi Słowo zakotwicza sie w moim sercu.

B....

Jest rok 2009, rekolekcje dla ewangelizatorów, noc ziemna i w Pilszczynie i w moim sercu. Klęczę na adoracji w kaplicy domu rekolekcyjnego i mruczę pod nosem modliwę oddania życia Jezusowi. Już nie pamiętam czy zrobiłam to wcześniej z innymi. Wiem, że teraz chcę to zrobić, nie mam za bardzo pomysłu jak więc parafrazuję..przysięgę małżeńską. To nie był jakiś poryw serca, to był zwyczajny nóż na gardle. Decyzje do podjęcia, wybory drogi życiowej, koniec studiów. Namnożyło się. "Jezusie Synu Dawida, ulituj się nade mną!". I od tego momentu mówię, że "się zaczęło"...

C...

Jest rok 2010 - w lutym umiera dziadzio, z którym byłam bardzo blisko związana, a  potem bardzo nagle Zuzia, Paweł i Maciek. Kiedy przed samym Bożym Narodzeniem drugi Paweł ginie w wypadku samochodowym jestem już tylko chodzącym "dlaczego?". W międzyczasie dosyć tragicznie rozpada się związek, w którym jestem. Nie rozumiem, próbuję poskładać się na nowo, jakoś to ogarnąć. Jak bumerang wraca do mnie Słowo z rekolekcji w milczeniu. A tu zamiast uciszenia burzy jest burza za burzą. Przypominam sobie, Komu zaufałam i powierzyłam swoją drogę. Dosyć na krótko. Mój plan na życie bardziej mnie kusi.

D...

Jest rok 2011, w samym środku wakacji trafiam do szpitala. Zapalenie opon mózgowych, stan ciężki. Miliard pytań dlaczego ja, co zrobiłam, za co to kara. Jak już troche ogarniam rzeczywistość to zaczynam czytać, w tym też Pismo św. I pewnego dnia znów Słowo mnie dotyka w bardzo mocny sposób. Bóg mówi jasno, że jest świadomy zamiarów, jakie ma wobec mnie (Jer 29, 11-14). W szpitalu mam szansę pomyśleć nad sobą, skonfrontować się ze swoją grzesznością a także doświadczyć miłości Boga wyrażanej w obecności drugiego człowieka. Kilkumiesięczne piekło choroby stało się czasem łaski.

E, F, G, H i cała reszta alfabetu...

Moje doświadczenie spotkania z Bogiem nie jest "szmerem łagodnego wiatru", to sytuacje z gatunku "nóż na gardle". Przez ostatnie 10 lat odkrywalam Jego obecność w naprawdę ekstremalnych dla mnie sytuacjach, które były przeciez skorojone na moją miarę, bo zawsze w modlitwie prosiłam i proszę: Mów do mnie wielkimi literami!

I mówił. I mówi. Jest wierny w swoim Słowie. Jest wierny w obietnicach. Jest wierny w wybaczaniu.

 

 

 

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories