Niezgoda na bylejakość
Cześć, szczęść Boże, mam na imię Matylda i moja historia z Panem Bogiem jest taka…
Od zawsze byłam „grzeczną dziewczynką” i w związku z tym chodziłam co niedzielę do kościoła, mówiłam „paciorek” i uważałam się za osobę głęboko wierzącą. To wszystko co kiedyś robiłam wynikało nie z miłości i nie z potrzeby, ale z narzuconego poczucia obowiązku, strachu przed karą i przed tym, ze naruszę jakiś przepis. Zaczęło się to zmieniać pod koniec liceum, kiedy stwierdziłam, że już się nie godzę na taką bylejakość i miałam przeczucie, że relacja z Bogiem powinna wyglądać inaczej – że to, co jest w moim życiu to nie jest prawdziwa wiara. Próbowałam coś zmienić już wcześniej, ale wszystko pozostawało na poziomie „wewnętrznych” deklaracji składanych samej sobie, których później nie realizowałam. Tym razem podjęłam konkretne kroki; zaczęłam chodzić regularnie do spowiedzi i to był ten moment, kiedy naprawdę zaczęłam walczyć o swoją wiarę, a przede wszystkim pozwoliłam wreszcie Bogu walczyć o siebie. Od tego czasu otrzymałam łaskę żywej wiary i relacji z Bogiem, który stał się moim przyjacielem i towarzyszem we wszystkim, co robię. Zaczęłam się modlić naprawdę i chcieć się modlić, a nie dlatego że wynikało to z obowiązku.
Na studiach trafiłam do wspólnoty, do duszpasterstwa dominikańskiego i okazało się, że są wokół mnie ludzie, którzy żyją Bogiem na co dzień, i z którymi dzielę wspólne wartości. I to było takie miejsce i czas, kiedy odkryłam, że po pierwsze Bóg jest bliski, a po drugie chrześcijanin to nie jest człowiek oderwany od życia, tylko ktoś z krwi i kości. Zrozumiałam, że Bóg nie wymaga ode mnie, żebym była kimś innym niż jestem, ale cieszy się ze mnie właśnie taką, jaką jestem, bo taką mnie stworzył. Dzięki Niemu i relacji z Nim mogę odkrywać siebie samą.
To co dla mnie jest najważniejsze w drodze z Bogiem, to wiara w to, że wszystko, co się dzieje pochodzi od Niego i dlatego coraz bardziej uczę się za wszystko Mu dziękować i we wszystkim Go wielbić, a kiedy to robię, widzę, że wszystko, co jest trudne w moim życiu On przemienia na dobro, a żadna, nawet pozornie błaha sytuacja nie jest Mu obojętna. Jeśli miałabym kogokolwiek do czegokolwiek zachęcić, to właśnie do tego, żeby wszystkie swoje sprawy, troski, całe swoje życie powierzyć Jemu, dziękować Mu w każdej sytuacji, a „efekty” przyjdą bardzo szybko.