Od PJ-otu
Mija cztery lata od kiedy po raz pierwszy pojechałam na Przystanek Jezus. Z uśmiechem wspominam swoją minę wtedy – niczym kwaśna cytryna i spotęgowany lęk w oczach. Pamiętam witających się uczestników – uśmiechniętych i radosnych z powodu kolejnego spotkania. Mi do śmiechu nie było bynajmniej.
Wszystkie swoje obawy kumulowałam w sobie (i w duchu powtarzałam sobie „Co ja właściwie tutaj robię?”). Rejestracja w biurze OK, pierwsza wymiana spojrzeń, pierwsza noc w namiocie (od niepamiętnych czasów).
Jednym słowem przetrwałam. Jednak o samej definicji ewangelizacji nie miałam bladego pojęcia.
Podczas PJ-otu najbardziej zapadła mi w pamięć czwartkowa Eucharystia, kiedy wszyscy mieli przekazać sobie znak pokoju… Popłakałam się jak małe dziecko. Nie byłam w stanie zapanować nad płaczem mimo że przebywałam wtedy na chórze, gdzie nie było aż tak wiele osób.
Rok 2014/2015 to już zupełnie inne przystanki i kolejni poznani ludzie, szczególnie na Woodstocku oraz szereg nieoczekiwanych świadectw i wzruszeń…
W tym roku miłosierdzia otwórzmy swe serca i dajmy się napełnić Duchowi Świętemu!
To jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu, niesamowite przyjaźnie, brak bariery wiekowe i językowej, szereg dyskusji i doświadczeń. Przystanek Jezus to obcowanie z żywym kościołem.
Cieszę się na ŚDM i przyjazd znanych i tych jeszcze nieznanych pielgrzymów z całego świata.