Chciałam umrzeć
Chciałam umrzeć, mówiłam Bogu, że Go nienawidzę za to, że jest i nie mogę popełnić samobójstwa, bo będę potępiona i będę się czuć jeszcze gorzej, a w najlepszym wypadku pójdę do czyśćca i będę żałować tego, co zrobiłam.
Wiedziałam, że Bóg jest. Tutaj nie miałam wątpliwości, bo doświadczyłam Go czasem bardzo wyraźnie. Ale wtedy miałam kryzys zaufania w Jego dobroć i miłość. Dopuściłam się w swojej lekkomyślności takich rzeczy, które sprawiły potem, że się załamałam.
Nie mogłam się więc zabić, musiałam żyć, choć nie wiedziałam co gorsze. Nie widziałam dla siebie ratunku, krzyczałam w niebogłosy. W końcu przyszła mi myśl, żeby odmówić Różaniec. Nie wiedziałam w jaki sposób mi pomoże, ale musiałam coś zrobić, bo tonęłam w rozpaczy. Pod koniec tej modlitwy odczułam spokój, który przyniósł mi ulgę. Wtedy chwyciłam Pismo św. i zaczęłam czytać, gdzie mi się otworzyło. Czytałam fragmenty Izajasza, Jeremiasza i Barucha. Otwierałam na stronach, gdzie była mowa najpierw o hańbie, której dopuścił się Naród Wybrany, o jego klęsce, a potem o chwale, do której wyprowadza go Bóg.
Zamówiłam mszę św. w swojej intencji, bo bardzo źle się czułam psychicznie i fizycznie. Podczas tej mszy św. pierwsze czytanie było z Księgi Barucha, właśnie to, które czytałam wcześniej, a brzmiało ono tak: "Odłóż, Jeruzalem, szatę smutku i utrapienia swego, a przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana. Przyoblecz się w płaszcz sprawiedliwości pochodzącej od Boga, włóż na głowę swą koronę chwały Przedwiecznego" (Ba 5,1-2). To było dla mnie potwierdzenie, że Bóg kieruje te słowa do mnie. Zaczęłam wówczas słuchać Radia Maryja. Tam usłyszałam o rekolekcjach w Bąblinie, prowadzonych przez Księży Misjonarzy Świętej Rodziny. Są to rekolekcje z postem Daniela, który polega na jedzeniu tylko warzyw i owoców. Jest to dieta oczyszczająca organizm z toksyn i złogów, a zarazem otwierająca człowieka na ducha. Takie rekolekcje leczą zarówno ciało i duszę.
Podczas pobytu tam, doświadczyłam bliskiego spotkania z Bogiem. Już na początku, podczas spowiedzi św., ksiądz powiedział do mnie prorocze słowa: "Dziś będziesz dowartościowana". Faktycznie, Bóg dał mi poznać jak jestem dla Niego ważna. To wszystko, co było wcześniej, przestało dla mnie istnieć. Ważne było to, że Bóg mnie kocha. To były jedne z najszczęśliwszych chwil, jakie doświadczyłam w swoim życiu. Potem były następne, bo przygoda z Bogiem jest niesamowita, mimo różnych prób i doświadczeń, które spotykają człowieka, aby go ukształtować i upodobnić do Chrystusa. A chwałą kiedyś Bóg uwieńczy tych, którzy chcą być blisko Niego.