Przez dzieci do Boga
Cześć, nazywam się Emilia i chcę Wam opowiedzieć o mojej przygodzie z wolontariatem, a konkretniej o mojej działalności w świetlicy Caritasu przy mojej szkole.
Już wcześniej, w gimnazjum, miałam jakiś kontakt z wolontariatem, jednak wtedy były to bardziej pojedyncze akcje, wyjścia od czasu do czasu na jakieś zbiórki pieniędzy czy przedstawienie spektaklu świątecznego w hospicjum. Już wtedy sprawiało mi to swojego rodzaju przyjemność i satysfakcję, jednak teraz widzę, że wtedy jeszcze nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, dlaczego właściwie ja to wszystko robię. Wiedziałam ,że to, co robię, jest generalnie uznawane za „dobre” i że dzięki temu pomagam innym ludziom... anonimowym, bezimiennym i przez to również mniej poruszającym.
Kiedy poszłam do liceum, mój program nauczania wymusił na mnie uczęszczanie na dodatkowe zajęcia pozaszkolne, m.in. również wolontariat. Nie załamało mnie to. Wiedziałam, że liceum będzie zdecydowanie bardziej wymagające pod względem nauki i mój czas wolny znacznie się skróci, ale nie postrzegałam tego wymogu jako kuli u nogi jak niektórzy z moich kolegów – jak już wspomniałam, to nie miała być moja pierwsza w życiu styczność z wolontariatem i lubiłam to. Nie wiązałam jednak z tym żadnych większych nadziei, nie spodziewałam się znaleźć niczego, co mogłoby jakoś znacznie wpłynąć na moje życie. Razem z przyjaciółkami zapisałam się do pobliskiej świetlicy Caritasu, bardziej ze względu na pragmatyczne podejście „żeby mieć blisko” niż nagłe olśnienie czy poczucie powołania. Pamiętam, że na początku czułam się tam dziwnie i nieswojo, nagle znalazłam się w otoczeniu dzieci z uboższych rodzin, często brudnych i z problemami z nauce, słowem czymś raczej dla mnie obcym i nowym. Potrzebowałam czasu, żeby się przyzwyczaić do tej sytuacji, żeby przejść ponad pewne uprzedzenia, które pojawiały się w mojej głowie pomimo moich usilnych starań, aby je zatrzymać.
Jednak już od dłuższego czasu wiem, że zapisanie się do świetlicy jako wolontariusz było najlepszym, co mogło mi się przydarzyć. Przywiązałam się do tych dzieciaków, nareszcie zrozumiałam, że tak naprawdę to, czego najbardziej potrzebują, to nie są dobra materialne, a miłość, uwaga, docenienie i zainteresowanie – wszystko to, co jest niezbędne dla każdego z nas, a czego oni nigdy do tej pory nie dostali.
W końcu zrozumiałam również, czym tak naprawdę jest wolontariat – chodzi o to, żeby tyle samo brać co dawać. Ponieważ pomoc bliźniemu jest tym, czego pragnie od Nas Bóg. Ale On nie pragnie tego dla siebie, On chce tego dla nas. Nauczyłam się dzięki temu wrażliwości i zbliżyłam do Boga- czuję się spełniona.