Byłam poza tym
Moja relacja z Bogiem trwa odkąd się urodziłam. Mam to szczęście, że pochodzę z katolickiej rodziny i od dziecka najbliżsi wpajali mi do głowy jak najlepsze, Boże wartości. Jak się pewnie domyślacie, nie było to dosyć powszechne zjawisko w szkole, gdzie od dziecka nie miałam łatwo. Dodatkowo dobrze się uczyłam, miałam dobry kontakt z kolegami z klasy – co nie podobało się moim rówieśniczkom. Przez wiele lat chodziłam do kościoła, modliłam się, ale to wszystko nie działało tak jak trzeba. Do czasu.
Rok temu, przed świętami Wielkiej Nocy, zupełnie przypadkowo i spontanicznie zapisałam się na rekolekcje weekendowe, gdzie pojechałam razem z koleżanką. Był to czas, którego bardzo mocno potrzebowałam. Przez wszystkie poprzednie lata bardzo cierpiałam – koleżanki w szkole, pseudo przyjaciółki, były chłopak – sprawili, że moje poczucie wartości było bliskie dna, nie potrafiłam się odnaleźć i ciągle chodziłam smutna, przygnębiona, co jakiś czas łapały mnie drobne depresje i płakałam po nocach. To co wydarzyło się na tych rekolekcjach to coś zupełnie nie do opisania. Pierwszy raz uświadomiłam sobie, że Bóg tak bardzo mnie kocha, że jest moim Ojcem, Tatusiem. Niby to jasne jak Słońce, ale nigdy tak naprawdę tego nie czułam. Ten weekend zmienił wszystko – przebaczyłam osobom, które tak bardzo mnie skrzywdziły. Wróciłam do domu z uczuciem ogromnego szczęścia, dołączyłam do wspólnoty akademickiej i tak dalej sobie żyłam. Z czasem to uczucie straciło na wartości, ale gdzieś w głębi duszy nadal trwało.
Kilka miesięcy później po raz drugi doświadczyłam kluczowej, mega wielkiej łaski i miłości Bożej. W drodze na rekolekcje, jadąc Wisłostradą ok. godz. 18 wpadłam w poślizg. Ze skrajnego lewego, przez całe trzy pasy, zrobiłam 2,5 obrotu wokół osi samochodu i wylądowałam na krawężniku. Wiecie co było w tym najwspanialsze? Czułam w sobie taką wielką pewność, że nic mi nie będzie, po prostu jakbym się unosiła i była poza moim samochodem, poza tym całym wydarzeniem. O tej godzinie zawsze jest pełno samochodów – przez te 10-20 sekund nie pojawił się nikt. Tak jakbym dostała od Boga drugą szansę, na to żeby zrobić coś ze swoim życiem.
Na początku nie robiłam nic. Ale zaczęłam się zastanawiać, czy to co się dzieje teraz w moim życiu jest na pewno dobre. I zaczęłam mieć wątpliwości… Następstwem tego była nieustanna modlitwa prośby, o to żeby Pan jakoś mnie oświecił i pomógł dojrzeć do pewnych decyzji i zmian. Po niecałych 4 miesiącach zaczęło się coś dziać. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy związek w którym trwam od ponad 3 lat to na pewno to i jednocześnie bardzo się przejmowałam tym, że w ogóle mam w głowie takie myśli. Bo chłopak był naprawdę super, jednym słowem idealny kandydat na męża. Nie rozpisując się zbyt dużo – czegoś jednak zabrakło. Różne sytuacje, do których – jak ufam – doprowadził Bóg, sprawiły że nie widziałam już możliwości żeby ten związek ratować. Wręcz przeciwnie – czułam, że muszę to zakończyć. Z chwilą gdy się na to zdecydowałam poczułam mega ulgę i mega szczęście. Kilka następnych dni, miesięcy to walka Boga o moją pewność siebie i docenienie swojej wartości. Stawiał (i nadal stawia) przede mną wiele wyzwań, które sprawiają, że jest ze mną coraz lepiej i czuję się o NIEBO lepiej! Z chwilą rozstania powierzyłam swoje życie Bogu – powiedziałam, że całkowicie mu ufam i że pragnę, żeby mnie dalej prowadził. I wiecie co? To jest coś pięknego, najcudowniejszego co do tej pory mnie spotkało! Od dwóch miesięcy chodzę bardzo szczęśliwa, żyję zgodnie z własnym sumieniem i zaczynam się rozwijać, a uśmiech nie znika z mojej twarzy ani na moment. I co najważniejsze – odzyskałam wewnętrzny pokój.
Pomimo wielu trudności, których doświadczyłam dziękuję Chrystusowi za to, że postawił przede mną tyle trudnych i cennych lekcji. Dzięki nim jestem teraz tym kim jestem, jestem dużo silniejsza i wreszcie potrafię docenić najdrobniejsze szczegóły z mojego życia.
Kochani, nie bójcie się zaufać Bogu. Ja wiem, że każdego z Was, tak jak i mnie, dotyka wiele bólu, cierpienia i ciężkich (może nawet cięższych) sytuacji. Ale oddajcie to Bogu! Bo on nas tak bardzo kocha, tak strasznie chce naszego szczęścia. Stworzył nas na własne podobieństwo, wyrył nas na swoich dłoniach – nie możemy myśleć, że nie zasługujemy na szczęście, bo jest wręcz przeciwnie! To jak wygląda nasze życie zależy od nas samych. Tak więc więcej odwagi i zaufania! Ja tak zrobiłam i nie żałuję.
Chwała Panu!