Ostatnia deska ratunku
Mam na imię Ewa. Dorastałam w przekonaniu, że jestem brzydka, bezwartościowa, nie ma we mnie nic dobrego i nie da się mnie lubić, a co dopiero kochać. Chciałam być ważna, zauważona chociaż przez chwilę. Za wszelką cenę i na różne sposoby walczyłam o odrobinę zainteresowania, uwagę, dobre słowo czy przytulenie.
Ta walka nie przyniosła jednak spodziewanych efektów, ale zmęczenie, frustrację, pogłębiający się smutek. Wycofywałam się z życia i izolowałam od ludzi. Znajomi mówili, że "gasnę w oczach" i pytali dlaczego. Nie wiedziałam, co mogę im powiedzieć...
W końcu przyszedł taki dzień, kiedy poczułam, że już dłużej tak nie mogę. Stwierdziłam, że przecież musi istnieć jakieś rozwiązanie. Przypomniałam sobie, jak koleżanka opowiadała mi o rekolekcjach ewangelizacyjnych Odnowy w Duchu Świętym. Nie miałam żadnego innego pomysłu, więc postanowiłam się ich chwycić jako ostatniej deski ratunku. Zapisałam się.
I ratunek przyszedł. Na tych rekolekcjach doświadczyłam tego, że jestem chciana i kochana. Przez Boga i ludzi. Spotkałam też osoby żyjące w przyjaźni z Bogiem, które okazały mi życzliwe zainteresowanie, stworzyły atmosferę bezpieczeństwa i akceptacji.
Dzięki temu zaczęłam mówić o sobie i swojej przeszłości rzeczy, które dotychczas ukrywałam przed światem, a nawet swoją świadomością, bo się wstydziłam, kojarzyłam je z ogromnym bólem i cierpieniem. Ku mojemu zaskoczeniu, nikt mnie nie odrzucił, nie skrytykował, ale spotkałam się ze zrozumieniem. Zrzuciłam z siebie ogromny ciężar tajemnicy dźwigany latami.
Tydzień tych rekolekcji całkowicie zmienił moje podejście do życia. Wrócił uśmiech. Pojawiła się nadzieja, radość, poczułam się wolna. W efekcie przestałam bać się ludzi. Otworzyłam się na nich i zaczęłam z nimi szczerze rozmawiać.
Pociągnięta przykładem zaczęłam czytać Pismo Święte i regularnie się modlić, a Bóg pokazywał mi moje piękno i wartość. Dzięki Niemu odnalazłam szczęście i wewnętrzny spokój.
Dziś mam kilkoro prawdziwych przyjaciół i cudownego chłopaka. Bardzo lubię siebie i często się uśmiecham, zdarza mi się nawet tańczyć z radości. Słyszę, że bije ode mnie blask :-)
Chociaż trudnych momentów nadal nie brakuje i często trzeba stawać do walki, to dziś wiem, że z Jezusem zawsze wygrywam. Nie tracę niepotrzebnie sił, tylko proszę Go o pomoc, a On zawsze z nią przychodzi.
Życzę każdemu, aby podobne doświadczenie stało się jego udziałem, bo życie z Bogiem jest naprawdę piękne!