To ja jestem dla Niego ważna, a nie moje sukcesy
Kiedy dochodzisz do tego momentu, w którym czujesz, że już nie masz siły i że własną mocą nie jesteś w stanie się podnieść – dajesz miejsce Jezusowi na Jego działanie.
Odkąd byłam dzieckiem, dużo od siebie wymagałam – wygrywane konkursy, piątki w szkole – były priorytetem. Drobne niepowodzenia sprawiały, że się załamywałam, a im więcej ich było tym bardziej byłam smutna. Bardzo ważne było dla mnie to jak inni mnie postrzegają. Dlatego szczególnie trudne było przyznanie się do błędu… Z czasem stawało się to coraz bardziej uciążliwe, czułam, że mnie to przytłacza. Aż w pewnym momencie zaczęłam dostrzegać, że pragnienie sukcesu i budowanie swojego obrazu w oczach innych oddala mnie od Boga, tworzy we mnie pustkę.
Pewnego razu wybrałam się na wydarzenie „Sylwester z Jezusem”, były tańce, dobre jedzenie i Msza św. z uwielbieniem o północy. Wtedy Pan Bóg w sposób szczególny zaczął działać w moim sercu. Pokazał mi, że mimo tego, że jestem w tym momencie tak blisko Niego fizycznie – będąc w kaplicy – moje serce jest daleko. Wtedy poczułam wielkie pragnienie doświadczenia Boga, przybliżenia się do Niego, spotkania Go na nowo.
Coraz intensywniej modliłam się o to, aby Pan Bóg przemienił moje serce, by zabrał ode mnie chęć bycia „kimś” w oczach innych. Nadal czułam, że jestem od Niego daleko… Wkrótce zaczęłam codzienne czytać Pismo Święte. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy Pan Bóg zaczął konkretnie odpowiadać na moje modlitwy właśnie poprzez Pismo Święte! Zastanawiałam się jak to możliwe? Jak to się dzieje, że na każde moje pytanie i sytuację daje mi konkretną odpowiedź przez Swoje Słowa w Ewangelii? Jednak Jego Słowo jest naprawdę żywe!
Pan Bóg też zaczął przynaglać mnie do codziennej Eucharystii. Nigdy nie myślałam, że Eucharystia może być tak niesamowitym przeżyciem. Jak wielki pokój serca i błogość daje Pan Jezus w Komunii Świętej… Aż czasem chce się tańczyć i śpiewać. Eucharystia stała się dla mnie źródłem siły do pokonywania trudności.
Nagle Pan Bóg dopuścił do „porażki” mojego życia. Natłok spraw związanych z ślubem, dwa kierunki studiów i bach… niezdany najważniejszy egzamin, a co za tym idzie – niezdany rok. W pierwszym momencie panika i straszny lęk przed przyznaniem się do upadku… Wstyd, załamka. Boże! Przecież się modliłam… I wtedy Pan Bóg zaczął pokazywać mi co tak naprawdę liczy się w życiu.
Zaczęłam rozumieć, że Jezus kocha mnie mimo moich niepowodzeń, że to ja jestem dla Niego ważna, a nie moje sukcesy – bo w swojej ogromnej miłości umarł za mnie na krzyżu. W końcu uczę się oddawać Panu Jezusowi moje porażki, trudności i przyznawać się do własnych błędów – choć często nie jest to łatwe i nie zawsze się udaje, ale kiedy to zrobię, On daje pokój serca. Często w niewiadomy dla mnie sposób rozwiązuje za mnie ciężkie sprawy. Jezus troszczy się o mnie każdego dnia. Zaufać Panu, to to, do czego dążę, bo wiem, że On ma dla mnie najlepszy plan.
Ciebie Pan Bóg też chce prowadzić, chce się Tobą zaopiekować. Jeśli masz jakieś pytania albo chcesz porozmawiać o swoim doświadczeniu Boga, napisz ?