Do góry nogami?
Dokładnie pamiętam dzień, kiedy na wpół trzeźwy szedłem przez szkolny korytarz, podtrzymywany przez kolegów, i usłyszałem słowa „Michał, stój prosto, bo nauczyciel idzie”. Byłem wtedy uczniem gimnazjum. Może w dzisiejszych czasach to normalne, że ludzie chodzący do gimnazjum piją alkohol, ale za moich czasów tak nie było! Tak, wtedy po raz pierwszy byłem pijany – i myślę, że od tamtego okresu powinienem zacząć moją historię.
W gimnazjum trafiłem w złe towarzystwo i czułem się z tym dobrze. Mimo że wychowywałem się rodzinie i pośród osób wierzących, jednak uważałem nowe towarzystwo za lepsze od nich. Robiłem wiele złych i niemoralnych rzeczy, a alkohol, papierosy, pornografia to był dla mnie chleb powszedni. Co prawda chodziłem co tydzień na spotkania młodzieżowe, do kościoła, ale moje życie z dnia na dzień zatracało się w świecie… Wiele razy, np. w czasie wakacji, podczas różnych obozów chrześcijańskich, oddawałem Bogu swoje życie na nowo i mówiłem sobie, że teraz moje życie na pewno się zmieni – ale kiedy wracałem do szkoły, szybko okazywało się, że nic się nie zmieniło.
Po ukończeniu gimnazjum rozpocząłem naukę w liceum. Myślałem: „nowa szkoła, koniec ze starym towarzystwem, teraz na pewno będzie lepiej!”. Naprawdę chciałem zmiany, ale szybko okazało się, że towarzystwo, w jakie wpadłem w liceum, wcale nie było lepsze od tego z gimnazjum. Uzależniłem się też od gier na automatach w kasynie – bo jak inaczej to nazwać, skoro zamiast na lekcje, szliśmy z kolegami do kasyna i spędzaliśmy tam nawet pół dnia…? Co więcej, różne wycieczki czy obozy szkolne także nie kończyły się dobrze, zbyt często z kacem moralnym.
Udało mi się ukończyć szkołę, ale nie poszedłem na studia i zacząłem pracować w firmie u taty. Mimo że przestałem robić głupie rzeczy, które zdarzało mi się robić za czasów szkolnych, nadal byłem na dnie. Próbowałem przychodzić do Boga, ale czułem, że to nie jest „to”… Minęło dużo czasu i wreszcie coś zaczęło się zmieniać! Podczas jednych wakacji pomagałem w organizacji obozu językowego w moim kościele, którego tematem były słowa „Upside Down”, czyli „Do góry nogami”. Podczas obozu ktoś wypowiedział zdanie, które zmusiło mnie do przemyśleń – że tak naprawdę świat, w którym żyjemy, jest odwrócony o 180 stopni i stoi na głowie, ale niebo i to, co zostało napisane w Biblii, stoją na solidnym fundamencie. Trudno opisać to, co się wtedy wydarzyło, ale Bóg zaczął mnie zmieniać. Zupełnie nie wiedziałem, co się dzieje! Zastanawiałem się nad moim życiem, a Bóg stawiał przede mną ludzi, którzy pomagali mi w różny sposób.
Dzięki pewnej osobie, we wrześniu tego samego roku znalazłem się na chrześcijańskiej konferencji dla liderów. „Ja na konferencji dla liderów?!” – sam nie mogłem w to uwierzyć J! Teraz bardzo dobrze wiem, że miałem się tam znaleźć, bo to właśnie tam tak naprawdę coś we mnie pękło. Nie mogę tego nazwać inaczej, jak słowami, że to był Boży CUD! W jednej chwili Bóg otworzył mi oczy na całe moje życie. Wlał w moje serce radość, ale nie taką zwykłą, tylko prawdziwą, Bożą radość. Moje życie zmieniło się o 180 stopni i dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałem co znaczy „Upside Down”! Wszystko, co było mówione na konferencji, chłonąłem jak sucha gąbka wodę. Odkąd stamtąd wróciłem, zacząłem uczestniczyć w spotkaniach młodzieżowych i udzielać się w kościele. Wraz z przyjacielem, który także uczestniczył w tamtym wydarzeniu, prowadzę grupki wzrostu dla młodszych chłopaków, pomagam na „młodzieżówce” i ciągle mam w głowie pomysły na to, co nowego można byłoby zrobić J!
Dzisiaj jestem zupełnie innym człowiekiem od tego, kim byłem kiedyś. Bóg stawia na mojej drodze niezwykłych ludzi, którzy inspirują mnie do działania. Tylko Jemu chcę służyć i słuchać Jego głosu. Codziennie odkrywam Jego wspaniałość i to, w jaki cudowny sposób mnie prowadzi. Oczywiście, wcale nie jest tak, że nie mam teraz żadnych problemów, ale jeśli się zdarzają, to nie przechodzę przez nie sam, a z Bogiem. I choć czasami nie jest łatwo, to wiem, że Bóg jest blisko mnie i to w Nim zawsze mam schronienie.