Joanna

Godów, Poland

Nowe życie

Wychowałam się w rodzinie katolickiej, chodzenie do kościoła- wszystkie pierwsze piątki, nabożeństwa, msze niedzielne- to było. Jednak nie było czegoś znacznie istotniejszego- Boga. Bynajmniej nie w moim sercu. To była jakaś rutyna, przyzwyczajenie, tradycja, która wtedy nic nie wnosiła do mojego życia. Modliłam się regułkami wklepanymi na pamięć, nie wiedziałam co znaczą, w zasadzie to nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Nie przynosiło to żadnych efektów, szczęścia, ani też nie wyglądało jak rozmowa z Panem. Plecionka słów, których nie rozumiałam, ale których mnie nauczono. 

Dziwiłam się, że niektórzy tak bardzo zachwycają się pięknem Boga, że tak dużo się modlą i przynosi im to szczęście. Nie rozumiałam tego. 

Do mojego życia wtargnęła się dość niespodziewanie depresja. Śmierć taty i żałoba, której nie przeżyłam. Będąc dzieckiem nie rozumiałam o co w tym wszystkim chodzi, gdy dorosłam uświadomiłam sobie, że straciłam ojca. Wtedy zaczęło się to wszystko. Prześladowały mnie jakieś urywki, wspomnienia, obrazy z dzieciństwa- wszystko z jego udziałem, wszystko przeraźliwie smutne.

Miałam wielkie wyrzuty do Boga o to, że go zabrał. Wiedziałam, że wtedy wszystko wyglądałoby inaczej. Nie byłoby przemocy fizycznej, psychicznej, alkoholu i narkotyków. Nie byłoby tyle awantur i nie byłoby tyle nienawiści wychodzącej ze mnie, do mojego brata. Nie potrafiłam mu wybaczyć za siłę, której używał względem mnie. Za parę uderzeń, za to, że nie powiedział głupiego PRZEPRASZAM, nie potrafiłam. 

Mama zaczynała się współuzależniać. Ja czułam się niechciana, nieakceptowana, niekochana, porzucona, zapomniana. 

Pojawił się chłopak. Okazało się, że okłamał mnie bardzo dużo razy. Wymagał ode mnie rzeczy, których nie chciałam robić, nie zgadzałam się, a mimo wszystko czułam się wykorzystywana. 

Dotknęłam dna i nie potrafiłam się odbić, wszystko się skumulowało- nie dałam rady, napisałam do mojego katechety, który zaprosił mnie na spotkanie modlitewne. Szłam tam z myślą o tym, że da mi jakieś wskazówki, nie myślałam wtedy o żadnej modlitwie. W ogóle nie myślałam o Bogu. 

Najpierw katecheza, potem uwielbienie- przez które zmieniło się wszystko. 

Wszystkie moje grzechy, wszystkie występki, wszystkie problemy i moje żale- wszystko to widziałam- płacz. Wielki płacz. Szlochanie. I to uczucie wolności, to uczucie bycia kochanym, równym, akceptowanym- mimo licznych wad, uczucie troski, Jego objęcie- objęcie Taty i Jego słowa:" Kocham Cię, Asia" - uwolniły mnie. On żyje!

Byłam osobą niewierzącą. Przebaczyłam, pogodziłam się, zaczęłam z Nim prawdziwie rozmawiać, cieszyć się tym, co jest, co mam, nawiązałam prawdziwą relacje- co wcześniej uważałam za niemożliwe. Pomógł mi. Rozstałam się z chłopakiem, który uważał mnie za nic- wcześniej bym tego nie zrobiła- czułabym się samotna. Pogodziłam się z bratem. Rozmawiam z tatą, o jego śmierci już nie myślę, obrazy przestały mnie prześladować, a inne problemy pokonuję razem z Bogiem- nie sama, tak jak robiłam to wcześniej- sama umierałam.

On do mnie przyszedł! Po raz kolejny podał rękę, mimo tego, że mnie z Nim nie było- Bóg był ze mną, zawsze jest. On zna granice wytrzymałości każdego z Nas! 

Chwała za to Panu! 

 

 

 

 

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories