To Słowo naprawdę jest żywe!
„Zamknięta w sobie szukam ucieczki” – bardzo lubiłam kiedyś tę piosenkę. Dlaczego? Może dlatego, że odzwierciedlała mój stan wewnętrzny?
Pokój, zgaszone światła, ogólnie panujący półmrok, cisza i ja siedząca sama, rozmyślająca, płacząca, pragnąca się ukryć, schować, zniknąć. Wiecie, że potrafiłam zniknąć w tłumie? Potrafiłam tak uczynić, że ludzie w ogóle mnie nie zauważali, jakbym była przeźroczysta… A najlepsze jest to, że potem nie robiłam tego celowo, czy chciałam czy nie chciałam tak się działo…
Kiedyś bardzo często płakałam, tak bez powodu… i jednocześnie wstydziłam się łez, bałam się otworzyć przed kimś, pokazać swojej słabości, wpuścić kogoś do mojego małego świata – zwyczajnie się zamykałam na drugiego człowieka. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo bałam się kontaktu z innymi? To bardzo proste. Przekonana o własnej beznadziejności nie akceptując siebie, chciałam się schować, uciec, bo gdzieś głęboko w podświadomości bałam się odrzucenia i braku akceptacji ze strony drugiego człowieka.
I co się stało? Pierwszy raz w życiu pojechałam na kilkudniowe rekolekcje, na których to zaproponowano nam inną troszkę formę modlitwy. Mieliśmy wyrzekać się kłamstw o samych sobie. Bardzo mocno przeżyłam tę modlitwę, ryczałam jak bóbr i z chusteczkami nie nadążałam. Pierwszy raz w życiu kompletnie nie obchodziło mnie czy ktoś widzi mój potok łez, czy kogoś to interesuje. Byłam ja i On, który w tym momencie mnie oczyszczał. Poprosiłam wtedy też o Słowo, otworzyłam Pismo Święte na chybił trafił i czytam:
2 Wówczas narody ujrzą twą sprawiedliwość
i chwałę twoją wszyscy królowie.
I nazwą cię nowym imieniem,
które usta Pana oznaczą.
3 Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana,
królewskim diademem w dłoni twego Boga.
4 Nie będą więcej mówić o tobie "Porzucona",
o krainie twej już nie powiedzą "Spustoszona".
Raczej cię nazwą "Moje <w niej> upodobanie"
Wtedy to dopiero zaczęłam zanosić się szlochem. To było niesamowite, wręcz wyzwalające! Czułam jakby ktoś zabrał mi jakieś 5 kilo, które targałam. Tak naprawdę dostałam wtedy zaproszenie do nowego życia, dostałam zapewnienie o Jego miłości i o trosce o mnie. Zrozumiałam, że kocha mnie bezwarunkowo, właśnie taką jaka jestem, że właśnie taką mnie chciał, taką ukochał i co najlepsze – patrzy na mnie z zadowoleniem! Uwielbiam sobie to wyobrażać, że Pan patrzy na mnie z zadowoleniem.. I nie muszę być idealna – On kocha mnie bezwarunkowo i nigdy nie przestanie! I tak zaczęła się powolna przemiana mojego myślenia o samej sobie. Pan nauczył mnie patrzeć na siebie swoimi oczami, przywrócił mi akceptację samej siebie, nauczył kochać samą siebie. Przywrócił mi radość bycia Jego dzieckiem!
Oczywiście nie jest tak, że ot co! pstryk i jest idealnie. Wciąż borykam się z różnymi problemami, blokadami, a On stawia przede mną coraz to nowe wyzwania. A ja staram się odpowiadać na Jego zaproszenie i przekraczać siebie, bo wiem, że On chce bym z Nim współpracowała, ja robię jeden krok, a On robi potem tysiąc, ale ten mój jeden mały krok jest bardzo ważny. A więc nie bój się.. Nie martw się jeśli wszystko wydaje Ci się takie trudne, jeśli wydaje Ci się, że nie dasz rady, że jesteś beznadziejny, że nic nie potrafisz – to okropne kłamstwo, z którego wyzwolić może Cię Bóg. Weź do ręki Pismo Święte i czytaj, ale tak na poważnie prosząc Pana, by do Ciebie mówił i nauczył Cię słuchać. To Słowo naprawdę jest żywe!