Sebastian Grzesiak

Poznań, Poland

spotkanie odmieniające życie ...

Cześć :-) mam na imię Sebastian. Chcę podzielić się z tobą historią która wydarzyła się kilka lat temu w moim życiu. Zmiany które wtedy zaszły sprawiły, że jestem kim jestem teraz. Były one spowodowane mocnym i nie dającym się zlekceważyć spotkaniem z Panem Bogiem, spotkaniem z żywym Jezusem.

Może zacznę od tego, kim byłem i co robiłem zanim poznałem Pana Boga.

Wychowałem się w domu w którym o Bogu nie mówiło się właściwie w ogóle. Nie czułem też potrzeby uczestniczenia w mszach czy chodzenia do kościoła. Moja mama zakładała istnienie stwórcy ale nie do końca sprecyzowanego :-). Było jej blisko do wschodnich filozofii, buddyzmu, Zen, medytacji. Uważała, że właśnie to jest droga która prowadzi do relacji z tzw. Bogiem. Ja sam przejąłem te poglądy. Wierzyłem w istnienie jakiegoś stwórcy, czegoś, jakiejś energii która kontroluje to wszystko dookoła nas ale nie przyszło mi nigdy przez myśl aby poważnie Go poszukać. Wydawało mi się, że kluczem do właściwie przeżytego życia jest tzw. bycie dobrym człowiekiem. Starałem się nikomu nie wyrządzać krzywdy być miłym i uczynnym na tyle na ile potrafiłem :-)

W taki sposób, z takimi poglądami na temat duchowości przeżyłem większość swojego życia. Przez liceum, przez studia których nie ukończyłem bo tak wybrałem ;-) Studiowałem na Akademii Sztuk Pięknych. Sztuka była ważna w moim życiu choć czułem się pod ciągłą presją aby tworzyć fajne prace i być cenionym przez innych. W zasadzie tak było ale stres z tym związany był mocno obciążający do czasu aż zacząłem poważniej zajmować się muzyką. Zawsze była też ważna dla mnie. Wiele lat grałem na gitarach, moi rodzice są muzykami więc prawdopodobnie po nich jakiś spadek talentu otrzymałem ;-) Na studiach zacząłem grać na perkusji. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że to jest to co chcę w życiu robić. Więc przerwałem studia i skupiłem się na graniu. Z kilku zespołów w których się udzielałem jeden zaczął rokować jakąś przyszłość :-) Razem z przyjacielem stworzyliśmy dość osobliwe trio Jazzowe. Szybko wydaliśmy płytę która otrzymywała dość pozytywne recenzje. Wyglądało na to, że jest szansa aby robić to co się lubi z jakimś sukcesem. Wszystko pewnie by tak się potoczyło gdyby nie fakt, że u mnie od dłuższego czasu rozwijały się różne problemy zdrowotne. Od problemów z jelitami i żołądkiem przez powiększone węzły chłonne w całym ciele aż do mocnych problemów neurologicznych w końcowym okresie. Kiedy wydawaliśmy płytę wiedziałem już że sobie nie pogram zbyt długo. Od jakiegoś czasu stan zdrowia już był na tyle poważny, że nie wiedziałem czy w ogóle będę w stanie jakkolwiek funkcjonować. Po wielu też latach próby odkrycia co mi jest ( bo lekarze zbywali mnie twierdząc, że mi się wydaje albo wymyśliłem sobie ) zrobiłem badania na boreliozę. Wyniki były pozytywne. Potem po rozwijającej się sytuacji zdałem sobie sprawę, że to nie tylko to ale również muszą być inne choroby. I tak było. Okazało się w końcowym okresie, że mam również między innymi zaawansowaną kandydozę układową, dokładnie żywe candida crusei we krwi… to taki rodzaj grzyba który jest właściwie zupełnie oporny na leczenie i rozwijający się, szczególnie tak jak u mnie już we krwi, prowadzi do śmierci. Lekarze natomiast albo twierdzili że to nie prawda albo rozkładali ręce mówiąc cytuję „z takim zwierzyńcem we krwi nie wiem co zrobić”. Próbowałem leczyć się wszelkimi możliwymi środkami. Zjeździłem Polskę w poszukiwaniu lekarza który by mógł pomóc. Kiedy okazało się, że standardowo nie mogłem się leczyć bo antybiotyki na boreliozę powodowały wzrost kandydozy która i tak już była w bardzo ostrym stadium a nie leczona borelioza też rozwijała się szybko, zdałem sobie sprawę, że nie ma dla mnie przy „racjonalnych” metodach, możliwości ratunku. Próbowałem alternatywnych metod jak terapia według Buhnera – bardzo duże dawki specjalnych ziół, potem próbowałem różnych metod proponowanych przez innych chorujących które im pomogły a nawet sięgałem po bioenergoterapię myśląc, że coś to pomoże. Człowiek któremu zaczyna świtać, że być może jego życie się kończy łapie się wszystkich możliwości. Ostatni okres to rok z kawałkiem przeżyty w bardzo trudnym do wytrzymania stanie. Cyklicznie powtarzające się stany przypominające ostre zapalenie mózgu z częstotliwością coraz częstszą. Kilka razy przeżyłem stan w którym byłem pewien, że za chwilę moje życie się skończy. Oczekiwałem śmierci. Wiedziałem, że się zbliża szybko, pytanie było tylko ile jeszcze czasu zostało. Wiem, że może wydać się to Tobie dziwne ale całe życie wcześniej myślałem, że śmierć będzie najpiękniejszym momentem w życiu. Będzie takim wytchnieniem, pozbyciem się cielesności i problemów. Ale w momencie kiedy skonfrontowałem się z nią twarzą w twarz, nie byłem już taki pewien ;-) Nie byłem pewien co jest po tamtej stronie i czy w ogóle coś jest. Szukając różnych metod leczenia wpadłem też na pomysł żeby posiedzieć sobie może w jakimś miejscu mocy. Naczytałem się kiedyś o czakramach. Wyczytałem, że w moim mieście takie są i jeden z nich znajduje się ponoć w katedrze i postanowiłem tam się udać. Siedząc tam czułem się dość idiotycznie. Nie dość, że kościół to jeszcze próbuję napełnić się jakąś mocą nie wiadomo skąd. Więc zebrałem się po kilku minutach do wyjścia i przed wyjściem zdążyłem rzucić do góry ( bo w końcu to kościół ) Boże jeśli jesteś ratuj bo umieram i cierpię! I to jest moment w którym zaczyna się właściwa historia :-) To był drugi raz w moim życiu kiedy zwróciłem się do Boga i drugi raz kiedy właściwie momentalnie Bóg odpowiedział. Przy pierwszym spotkaniu nie miałem wątpliwości, że to On ale postanowiłem dalej przez życie iść po swojemu. Odwróciłem się na pięcie i zlekceważyłem to spotkanie. To było 17 lat wcześniej. Teraz po tym kościele wróciłem do domu i wieczorem pojawiła się myśl która mnie troszkę przestraszyła a mianowicie „a co jeśli po tamtej stronie nie ma nic ? Umieram teraz i koniec !”. Taka wizja mi się nie podobała więc pobiegłem przestraszony do prof. Googla i wklepałem hasło „śmierć kliniczna”. Przeczytałem historię Howarda Storm'a który właśnie to przeżył i opowiadał co się wydarzyło po tamtej stronie. Jeśli byś chciał przeczytać znajdziesz ją na moim blogu, tutaj:

http://sebix-sg.blogspot.com/2011/06/

Czytając ten tekst zaczęły się dziać ze mną dziwne rzeczy. Po pierwsze, zacząłem się dziwnie trząść po drugie byłem absolutnie pewien, że to co czytam jest prawdą, że ten człowiek przeżył to faktycznie i ostatecznie po trzecie, stało się to samo co u niego po tamtej stronie. On tam po wielu perturbacjach spotyka się z Jezusem, który w pewnym momencie mówi mu „...chciałbym porozmawiać o Twoim życiu.” i zostaje mu ono wyświetlone. Kiedy skończyłem czytać tekst przeżyłem coś bardzo podobnego do niego. Ktoś przyszedł i w bardzo mocny sposób wyświetlił mi fragmenty z mojego życia których dawno nie pamiętałem. Wyświetlone mi one zostały z kompletnie innej perspektywy niż ja bym mógł je pamiętać. Zobaczyłem swoje życie z Bożego punktu widzenia, gdzie On zna zamiary mojego serca lepiej niż ja sam. I pokazane mi zostało jak funkcjonowałem w różnych sytuacjach. Okazało się, że jestem ostatnim stadium samolubstwa i egoizmu. A jeśli robiłem coś dobrego to i tak wynikało to z moich egoistycznych pobudek. Nie miałem w sobie w ogóle miłości. Nie potrafiłem jej wzbudzić i nie znałem jej tak naprawdę. Nie miałem wtedy żadnej wiedzy Biblijnej ale byłem pewien, że ten który mi to pokazuje to Bóg – nie miałem co do tego najmniejszych wątpliwości i pokazuje mi jak powinienem kochać. Że miłość powinna być motorem mojego życia, myślenia, działania, i moich każdych wyborów. Czyli nie skoncentrowany na sobie jak do tej pory mimo że myślałem, że taki nie jestem. W końcu starałem się dobrze żyć i nic złego nie robić. Okazało się, że taki fajny nie jestem.

Byłem wstrząśnięty. Bez wiedzy biblijnej wiedziałem, że jeśli teraz umrę a wszystko na to wskazuje, wyląduję w piekle. W miejscu gdzie Boga nie będzie bo po prostu do Niego nie pasuję. A z drugiej strony wiedziałem już, że Bóg odpowiada na modlitwy. Bo to co zrobiłem w kościele właśnie tym przecież było. Poszedłem dość przestraszony i zszokowany spać i następnego dnia rano powiedziałem „Boże pokaż mi w takim razie co mam zrobić aby naprawić to moje spaprane życie, które jak do tej pory wyglądało zupełnie bez wartościowo. Chcę to naprawić!” Wieczorem tego samego dnia przy kolacji chciałem postawić czajnik z wodą na kuchence, leżała tam deseczka do krojenia chleba więc chciałem ją zdjąć okazało się że się przykleiła do rusztów i po oderwaniu wyglądała tak:

http://1.bp.blogspot.com/-FOn0D_e2jUY/Utx29oLEnLI/AAAAAAAAALQ/YQeXo1nJErw/s1600/slynna_juz_deseczka1.jpg

To były trzy dni w których bardzo mocno odczuwałem obecność Bożą w domu. Wiedziałem, że Bóg zapewnia mnie o tym, że mi się nie przewidziało i pokazuje mi dlaczego jestem w takim stanie. Zobaczyłem krzyż na deseczce i stwierdziłem, że w takim razie muszę pójść do kościoła. Zacząłem chodzić do dominikanów w moim mieście co niedzielę. Pierwsza była to akurat niedziela palmowa, byłem dotknięty. Co niedzielę byłem na mszy i na początku miałem wrażenie, że zbliża mnie to do tego co przeżyłem. W tym samym czasie mimo stanu zdrowia zostałem wolontariuszem. Udało mi się dość szybko bo jak się okazało to wcale nie jest takie proste. Zaopiekowałem się panią jeżdżącą na wózku inwalidzkim którą mi przydzielono. Przez dwa miesiące próbowałem pokochać ludzi tak jak Bóg mi pokazał. Chodziłem po ulicach i próbowałem pokochać bezdomnych, pijaków itd. …. i nie potrafiłem. Nie chodziło o czyny ale o serce. I byłem trochę sfrustrowany bo nie byłem w stanie tak pokochać nikogo. Byłem, milszy i bardziej uczynny ale zmian w sercu nie było takich jakie powinny być. Nie mogłem osiągnąć takiego stanu w sercu jaki mi Pan Bóg pokazał. Zacząłem się po jakimś czasie do tego już przyzwyczajać i nawet złapałem się na takim myśleniu, że „OK, był krzyż na deseczce, więc tak będę sobie chodził do tego kościoła i to wystarczy”. Ale coś mi nie grało. Wiedziałem, że tak naprawdę Panu Bogu nie do końca o to chodzi. To nie wszystko albo nawet w ogóle nie w tym rzecz. Wtedy stał się kolejny cud. To nie było ze mnie. Poczułem głód i potrzebę przeczytania Biblii. Zacząłem czytać Nowy Testament. I nie mogłem się już od niego oderwać. To było jak gorące pragnienie. Połknąłem go raz drugi. itd. Wiedziałem, że Bóg mówi „… czytaj … to jest prawda!”. W tym samym czasie trafiłem na stronę www.szukajacboga.pl i tam po rejestracji w kursie na www.dlaczegoJezus.pl przydzielona mi osoba, teraz mój przyjaciel, Darek, pomógł mi zobaczyć co jest esencją ewangelii. O czym mówi Biblia i jak pogodzić się z Panem Bogiem. Nie musiał mnie nikt przekonywać, że mam problem z grzechem. I zobaczyłem, że to jest to co oddziela mnie od Boga. Bóg jest święty i pełen miłości i nie ma w Nim żadnej skazy i cienia. On ukochał człowieka i stworzył go na Swój obraz i podobieństwo. Stworzył Adama i Ewę do bliskiej relacji ze sobą. I na początku byli oni połączeni z Bogiem, byli w ciągłej więzi i bliskości, byli pełni miłości wzajemnej. I wola Boża była ich wolą. Do czasu aż postanowili iść po swojemu i zrobić coś czego Bóg zabronił. Zabronił z troski o nich. Powiedział „ jak zjesz ten owoc na pewno umrzesz.” I człowiek to zrobił. Czy padł trupem od razu ? Nie … ale zerwał tą więź z Bogiem i stracił z Nim jedność. Od tamtej pory każdy człowiek rodzi się oddzielony od Boga - jest to jak choroba dziedziczna. Biblia mówi, że karą za grzech jest śmierć. Chodzi tutaj właśnie o to zerwanie relacji z Bogiem … łączności ze źródłem życia. Człowiek nie może tej przepaści naprawić, relacji nawiązać o własnych siłach. Nie jest to możliwe. Grzech oddziela nas czy tego chcemy czy nie. Czy staramy się być dobrzy czy nie. Problem cały czas jest. I to co się stało około 2000 lat temu jest prawdą. Bóg postanowił przyjść na świat jako człowiek. Przyjął postać swojego stworzenia. To był Jezus. Był zapowiadany przez proroków tysiąclecia przed Nim. Były zapowiadane przez nich cuda i znaki jakich będzie dokonywał chodząc po ziemi i to wszystko wypełniło się w osobie Jezusa. To co On mówił o sobie, też jest prawdą - mówił „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” Ewangelia Jana 10; 30, „Ja jako światłość przyszedłem na świat, aby nie pozostał w ciemności nikt kto wierzy we mnie” Ew. Jana 12; 46.

Przyszedł na świat po to aby oddać życie za nas. Oddać życie za ludzi. Bo bez zapłaty za nasze życie w grzechu, po śmierci będziemy musieli odpowiedzieć za każdą mikrosekundę naszego życia. Czego nikomu nie życzę. Bóg nie chce nikogo osądzić za grzechy bo każdy sprawiedliwie osądzony musiałby skończyć w piekle. A On nas kocha …. Jest napisane, że „...wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” List do Rzymian 3,23. I zrozumiałem, że ta zapłata Jezusa dla mnie będzie miała znaczenie dopiero wtedy kiedy ja na to osobiście odpowiem. Nie kiedy uwierzę, że On to zrobił ale kiedy osobiście się do tego odniosę. Kiedy uznam i uwierzę, że to ma znaczenie dla mnie. W 10 rozdziale listu do Rzymian jest napisane: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia.” Więc kiedy tak jak napisane, uwierzę, że On jest wskrzeszony z martwych, więc jest żywy teraz i wyznam ustami swoimi, że uznaję go Panem mojego życia - będę zbawiony. Wtedy zapłata na krzyżu będzie miała moc dla mnie i moje grzechy wszystkie i upadki i życie niezależne od Boga zostanie przebaczone. Wtedy kiedy On mnie niejako wykupi swą krwią z tego upadłego świata. Biblia mówi, że kiedy to zrobisz, wtedy On przemieni Twoje życie i na nowo się narodzisz, kiedy Go zaprosisz jako tego który od tej pory ma rządzić Twoim życiem. Nie Ty sam a On. W Ewangelii Jana 3,1-6 Pan Jezus mówi religijnej osobie, Nikodemowi, który prawdopodobnie rzetelnie wykonywał przykazania Boże, że aby mógł ujrzeć Królestwo Boże musi się narodzić na nowo z Ducha. I ta decyzja właśnie jest momentem w którym człowiek rodzi się na nowo. Biblia mówi, że wtedy otrzymasz Ducha Świętego i On zacznie Ciebie prowadzić. Tak jak Adam z Ewą przed upadkiem możesz nawiązać znowu więź bliską z Bogiem. Kiedy dowiedziałem się tego wszystkiego, mimo że byłem bliski śmierci ( jak mi się wydawało ) miałem z tym problem. Tutaj upadła natura ludzkości wyszła na jaw. Nie miałem żadnych perspektyw poza Bogiem i tym żeby zadbać o życie wieczne po śmierci a mimo to, jak zrozumiałem czego Pan Jezus ode mnie oczekuje abym był zbawiony, biłem się ze sobą. Nie było mi łatwo oddać wszystkie moje plany i ambicje Jemu. Miałem całą masę rzeczy z których nie chciałem rezygnować. Robienie muzyki, sztuka, może praca jakaś a może nawet pomaganie innym ….. ale po swojemu ;-) Ale kiedy zrozumiałem, że Bóg jest jedyną osobą której mogę zaufać w 100% i że On ma same dobre rzeczy dla mnie ( choć może inne niż ja bym sobie życzył ) i nigdy mnie nie zawiedzie bo kocha mnie jak swojego ukochanego syna … Postanowiłem to zrobić. Spuściłem głowę i powiedziałem „...weź moje życie i zrób z nim co chcesz. Oddaję Tobie wszystko. Chcę iść za Tobą … wybacz, że żyłem do tej pory tak jak ja chciałem, po swojemu. Od tej chwili chcę znać Twoją wolę i pełnić ją. Objawiaj mi siebie i prowadź. Amen” ….. I On to zrobił :-) pamiętam, że zdaniem które mnie ostatecznie przekonało do oddania Jezusowi życia, było zdanie Darka które brzmiało „znam mnóstwo osób które oddały życie Wszechmogącemu i nie znam nikogo kto by tego żałował”. I teraz mogę to jedynie potwierdzić :-)

Od razu zauważyłem, że miłość o którą tak zabiegałem w sercu, nagle się pojawiła. Nie musiałem się starać jak wcześniej patrzeć w miłości na kogoś. Po prostu czułem jak Bóg kocha ludzi i miałem tą miłość w sobie. Nagle zniknęły z mojego słownictwa wulgaryzmy. Nie zapomnę jak spotkałem się ze znajomym, który mówił coś do mnie a jego słowa wulgarne trafiały we mnie jak pociski. Pomyślałem sobie … ooo chyba mi się system przeinstalował ;-) bo sam wcześniej tak mówiłem. Zmieniły mi się priorytety. Chciałem poznawać mojego Boga coraz bardziej i On wlewał we mnie swoją miłość i pokój. Wypełnił mnie pokój i nieopisana radość. Biblia choć już wcześniej ją chłonąłem, otwierała się bardziej przede mną. Pewnego dnia poczułem jak zostaję napełniony Duchem Świętym. To było niesamowite. Jak Bóg wlał we mnie kolejne pokłady radości i pokoju i miłości i zaczął do mnie mówić w modlitwie, dawać objawienia i prowadzić mocno. Pokazywał np. osoby którym mam o Nim opowiedzieć i prowadził w taki sposób rozmowy, że wiedziałem, że to nie ja mówię a Duch Święty we mnie. Muszę przyznać, że najważniejszą sprawą w moim, życiu stało się oglądanie Bożych dzieł. Kiedy widzę jak Bóg przemienia czyjeś życie jest to największą radością dla mnie. Kiedy Wpuści się Pana Jezusa do naszego życia przyjmując Jego przebaczenie, zmiany które następują są trudne do opisania. Spotkanie z Jezusem żywym przemienia człowieka raz na zawsze. I oglądanie tego jest najpiękniejszym widokiem jaki widziałem. Jak Bóg wlewa swoją miłość w ludzi i zamienia ich kamienne serca w kochające. Każdy bez wyjątku jest stworzony celowo przez Boga i każdy ma cel tu na ziemi. Nikt nie jest dziełem przypadku czy jak niektórzy wierzą wynikiem podziału komórek. Każdy jest zaplanowany i ukochany przez Boga i bezcenny i każdy ma jakiś przez Boga przygotowany plan na życie. Trzeba tylko przyjść do tego który dał życie i dowiedzieć się co dla mnie przygotował i znaleźć 100% spełnienia … i to zaczyna stawać się niesamowitą przygodą. Masz wtedy po swojej stronie Wszechmogącego który czyni cuda i wspiera i działa cały czas. Widziałem już nie raz uzdrowienia i uwolnienia. Doświadczyłem prowadzenia Bożego w sytuacjach gdzie po ludzku rzeczy nie powinny się stać a stawały się. Widziałem ludzi którzy z depresji nagle stawali się pełni nadziei i życia i radości. Widziałem i sam doświadczałem naprawdę niesamowitych rzeczy o których mógłbym długo opowiadać … Jedno jest pewne, nie ma nic co mogłoby się równać z bliską relacją z Panem Jezusem. Słyszałem takie zdanie, że chrześcijaństwo to taki styl życia w którym trzeba rezygnować ze wszystkiego co daje frajdę. A ja powiem tak, że może i z kilku spraw się rezygnuje ale dlatego, że dostaje się w zamian coś takiego z czym nic się nie może równać i nie rezygnujesz dlatego, że Bóg Tobie nakazuje a dlatego, że tego chcesz. Nic nie może się równać z bliskością z Jezusem... On umiłował Ciebie tak mocno, że wydał siebie samego za Ciebie. I Pan Bóg objawia się i prowadzi w taki sposób, że inne rzeczy po prostu bledną przy Nim.

Jeszcze wrócę do mojej byłej choroby :-) Od momentu w którym oddałem życie Jezusowi nie leczę się u żadnych lekarzy. Zdarzają się słabsze momenty ale to w jaki sposób funkcjonuję teraz nie ma nic wspólnego z tym co było przed nawróceniem. Jest napisane, że Jego ranami i sińcami jesteśmy uzdrowieni. Że On nasze choroby nosił …. Każdy kto jest w Jezusie jest nowym stworzeniem i uzdrowienie jest dla niego dostępne. Bo Bóg jest Bogiem kochającym swoje dzieci i On nie chce aby ktokolwiek cierpiał przez choroby. Nie mówię, że z automatu każdy jest uzdrawiany ale jest uzdrowienie Boże dostępne. Bo On tego chce dla nas. Dla każdego z nas.

Mam nowe życie od tamtej pory. Nie zamieniłbym tego na nic innego. Każda rzecz która dawała mi satysfakcję przed nawróceniem teraz ma zupełnie inny kształt. Muzyką od jakiegoś czasu znowu się zajmuję ale zupełnie inaczej niż wcześniej bym to sobie wyobrażał. Wszystko w czym jest obecny Pan Jezus jest bez porównania z czymkolwiek innym. Dlatego tak ważne aby poddać Jemu wszystko a On nas wtedy zaskoczy rzeczami które się nam nie śniły. Mam żonę i za kilka tygodni urodzi nam się syn Michał. Też przez Pana Boga zapowiedziany. Z resztą żona też przez Pana Boga przyprowadzona do mojego miasta z innej części Polski i wskazana, że to Ona :-) Idziemy teraz razem służąc Panu Bogu. To najpiękniejszy scenariusz życia jakiego człowiek może doświadczyć. Możliwe, że czasem bywa trudny - nikt nie obiecuje, łatwej drogi ale za to jest ona wartościowa, pełna miłości i Bożej obecności i mająca pełen cel i sens.

 

Jeśli poczułeś, że Bóg Ciebie dotyka przez moją historię …. nie wahaj się. On chce abyś podjął decyzję i powierzył Jezusowi swoje życie i serce. Zrób to podobnie do mnie i szukaj Go z całego serca a będziesz zaskoczony i zadziwiony miłością i zmianami jakie się zaczną dziać w Twoim życiu ale przede wszystkim możesz mieć wtedy pewność, że niezależnie od tego kiedy umrzesz, Pan Jezus powie Tobie po tamtej stronie „ Kocham Ciebie …. należysz do mnie i nie pójdziesz na sąd bo ja zapłaciłem za Ciebie!”

 

 

Pozdrawiam serdecznie

Sebastian

 

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories