Tatusiu, dlaczego mi to robisz?
Wychowałam się w chrześcijańskiej rodzinie, dlatego mogę powiedzieć, że w pewnym sensie wierzyłam w Boga od urodzenia.
Kiedy miałam cztery lata poprosiłam moją mamę, aby się ze mną pomodliła. Modląc się, prosiłam Boga o wybaczenie moich grzechów. Oddałam Mu swoje życie i poprosiłam Go, aby od tego dnia to On był moim Panem. Już w tak młodym wieku umarłam dla świata, zaczynając żyć dla Boga. Był to początek największej przygody mojego życia.
Jako małe dziecko nie rozumiałam jeszcze wszystkiego tak, jak rozumiem to dziś, ale przecież Jezus powiedział „Czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?” (Ew. Mateusza 21,16).
Wiedziałam jednak na pewno, że Jezus mnie kocha i umierając na krzyżu zapłacił za mój grzech, wybaczył mi i pozwolił rozpocząć nowe życie, którego celem jest wieczność u Jego boku.
W miarę jak dorastałam, poznawałam Boga coraz lepiej. Dziecięce modlitwy powoli przeobrażały się w modlitwy osoby dojrzałej. Rozpoczęłam codzienne czytanie Biblii, które prowadziło mnie do lepszego poznania Boga i historii zbawienia. Uczyło, jak mam żyć i z każdym krokiem zbliżało mnie do mojego Niebieskiego Ojca.
W moim życiu bywały lepsze i gorsze dni, także w mojej relacji z Bogiem, jednak ogólnie rzecz biorąc, wszystko wydawało się wręcz idealne. Miałam wiarę, rodzinę i szczęście.
Jednak mój tatuś zwykł mawiać, że nie wiemy jaka jest naprawdę nasza wiara, dopóki wszystko układa się po naszej myśli.
W sierpniu 2008 roku mój tatuś zaczął mieć silne bóle brzucha. Po wielu wizytach u lekarzy postawiono diagnozę – rak trzustki. To jeden z najbardziej złośliwych, najtrudniejszych do wyleczenia. Z chorobą mojego taty wszystko szło nie po naszej myśli. Nie było możliwości wycięcia guza, bo przerzuty były rozsiane po całym organizmie. Pomimo tego wszystkiego, ja, z moją dziecięcą (miałam wtedy 15 lat) wiarą, wierzyłam, że Bóg jest w stanie uzdrowić mojego tatusia. Modliłam się wciąż o cud będąc pewną, że Bóg go uzdrowi abyśmy mogli stać się świadectwem dla innych.
Miesiące mijały, a cudu nie było, wręcz przeciwnie, działo się coraz gorzej.
W czerwcu 2009r. zaczęłam tracić nadzieję. Na początku czerwca, po raz kolejny Tatuś trafił do szpitala. Był to najgorszy okres mojego życia, kiedy codziennie przychodząc do niego, widziałam jak opada z sił.
Zaczęłam zastanawiać się, jak Bóg może robić coś takiego, skoro nas kocha?
I wtedy mamusia opowiedziała mi historię o mężczyźnie, którego mały synek miał wrzód na bębenku usznym i trzeba go było oderwać. Lekarz ostrzegł, że zabieg będzie bolesny i polecił ojcu bardzo mocno trzymać syna.
Mężczyzna ten mówił , że był to jeden z najtrudniejszych momentów w jego byciu rodzicem. Chłopiec krzyczał tak, że aż zachrypł. Ale najbardziej bolesny był jego wyraz twarzy. Nie wypowiedział ani jednego słowa, ale jego oczy mówiły: „Tatusiu! Dlaczego mi to robisz? Przecież mówiłeś, że mnie kochasz!
Mężczyzna zrozumiał wtedy, jak Bóg patrzy na nasze cierpienia. Jak bardzo boli Go nasz smutek. On jednak widzi wszystko z szerszej perspektywy i wie, choć my tego nie rozumiemy, że ból czasem jest konieczny.
Niesamowitym świadectwem w całym tym doświadczeniu był dla mnie także mój tatuś, który w ostatnich dniach swojego życia z pełnym przekonaniem cytował słowa Św. Pawła: "...jak zawsze, tak i teraz, uwielbiony będzie Chrystus w ciele moim, czy to przez życie, czy przez śmierć.” (Flp 1,20b)
4 lipca 2009 roku tatuś odszedł do Pana. Choć był to ciężki czas, Bóg wciąż trzymał mnie, swoje umiłowane dziecko, w swoich ramionach. Nie pozwolił mi odejść, ani upaść. Użył moich ukochanych rodziców jako narzędzi w Swoich rękach, przez które pomógł mi jeszcze mocniej przylgnąć do Siebie. Pomimo trudności wiedziałam, że mój tatuś jest w niebie, gdzie na wieki raduje się Bogiem i oddaje Mu chwałę. Wiedziałam też, że spotkam się z nim ponownie w Bożym Królestwie. Wiedziałam, że tam już nie będzie bólu, ani płaczu, łez ani cierpienia, a przede wszystkim, że będzie tam pełnia Bożej obecności.
Wiem, że to Bóg był tym, który mnie przeprowadził przez te doświadczenia.
Gdy mój tatuś odszedł, to On stał się moim jedynym Ojcem, na którym od tej pory zaczęłam całkowicie polegać. Zrozumiałam, że życie jest darem od Boga. Pięknym darem, który On może dać i może zabrać, kiedy uzna to za słuszne. Nauczyłam się cieszyć tym darem, zauważając piękno, które jest wokół mnie i ucząc się wdzięczności za wszystko, co dostaję. Dziś po siedmiu latach od tych doświadczeń ufam Bogu, że Jego plan dla mojego życia jest lepszy, niż jakiekolwiek moje wyobrażenia.
„Niech Pan będzie ucieczką dla uciśnionego, ucieczką w czasach utrapienia” (Psalm 9,10)