Ostatnia szansa
Miałem 19 lat. Siedziałem w autobusie, obok mnie moja przyjaciółka Monika, wtedy jeszcze dziewczyna. Podstępem zabrała mnie na wyjazd do Częstochowy na spotkanie charyzmatyczne. Gdy się o tym dowiedziałem czułem niesamowitą złość i żal. Miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Jej, świata, rodziny, szkoły, przyjaciół, życia. Czułem w sercu wielką pustkę. Nienawidziłem siebie za to kim jestem, nie mogłem rano patrzeć wstając z łóżka w lustro. Czułem się nikim. Nie kochany i nie akceptowany, nawet, a może przede wszystkim także przez samego siebie. Długo zmagałem się z tym w sercu. Nie pomagała mi obecność kochającej dziewczyny. Do kościoła chodziłem bo wypadało. Rodzice też chodzili. Byłem wzorowym ministrantem i lektorem. Kilka razy dziennie zdarzało mi się być w kościele i pomagac w różnych bieżących wydarzeniach parafialnych. Ale wtedy w autobusie już nie czułem bólu. Było już nic. wielka pustka w sercu. Obojętność. Chciałem poprostu zniknąć. Skończyć wszystko. Dojechaliśmy na miejsce. Mnóstwo ludzi, długo trzeba było czekać. Poszedłem na mszę czekając by minęła. Na kazaniu ojciec pustelnik mówił o uzdrowieniach. O tym że Bóg i dziś leczy najróżniejsze choroby. Pomyślałem sobie wtedy ciekawe czy możliwe jest uzdrowienie takie także wewnętrzne. Z Bólu, nienawiści, niechęci do życia. I padly wtedy te słowa z ambony, które w krótce potem, zmieniły moje życie. Kapłan zaczął mówić o uzdrowieniach także wewnętrznych, duchowych. Strasznie zaczęło bić mi wtedy serce i trząść się nogi. Czułem że to coś co jest skierowane do mnie. Moja ostatnia szansa, ostatnia deska ratunku. Kolejnej szansy nie będzie. I wypowiedziałem w sercu tylko te słowa: Boże jeżeli jesteś, jeżeli możesz, jeżeli chcesz... błagam ratuj mnie! Nie miałem nic do stracenia... Usłyszał. Okazało się ze Jest i czeka na mnie aż wrócę do Niego! Słyszałem przez chwilę straszliwe krzyki wokół siebie. Dziś wiem że ktoś próbował mnie przestraszyć, że bardzo mu zależało i zależy na tym, bym do Boga się nie zwracał. Poczułem wtedy dotyk ciepłej i delikatnej dłoni na sercu. I niesamowity pokój i wolność. Po raz pierwszy w życiu nie byłem, nie czułem się miażdżony jak przez głazy które nie pozwalają mi się poruszać ani oddychać. Poczułem niesamowite ciepło i miłość. Łzy popłynęły mi z oczu. Nigdy do tej pory nie byłem tak szczęśliwy. Po powrocie do domu zacząłem długą drogę nawrócenia, drogę do odkrywania prawdy o sobie. O tym kim naprawdę jestem, ale już nie sam. Bóg pokazał mi że jest moim Tatą, a nie jak przypuszczałem surowym sędzią, gandalfem z brodą, który czeka żebym coś źle zrobił by zaraz mnie ukarać. Od momentu gdy poprosiłem Go o ratunek zaczął wszystko czynić nowe. Zupełnie zmieniły się moje relacje z rodzicami, zwłaszcza ojcem, z dziewczyną, przestaliśmy się ranić, a co najważniejsze, odkryłem jak jestem ważny i cenny, że moje życie ma sens, że jeste kimś, pomimo tego co robię i gdzie jestem. Nadał Bóg sens mojemu życiu, pomógł odkryć że życie zaczyna się tylko z Nim, że jest zawsze blisko.