Nie znam dnia, ani godziny
Urodziłem się i wychowywałem w tradycyjnej, polskiej rodzinie katolickiej. Moja mama była szczególnie religijną osobą. Bóg w moim życiu był zawsze ważny. Od dziecka wierzyłem, że On istnieje i ma wpływ na otaczający mnie świat. Starałem się postępować tak, by Mu się podobać, jednak zwykle mi się nie udawało. Modliłem się, co prawda, regularnie do Boga, prosząc Go o różne sprawy. Miałem jednak wrażenie, że On mnie nie wysłuchuje. Żyłem w ten sposób do czasu studiów.
Będąc na drugim roku, poznałem pewną dziewczynę. Ona zaczęła opowiadać mi o Jezusie, o tym, kim On jest dla niej i jak pomógł jej odnaleźć sens w życiu. Zachęciła mnie do tego, byśmy wspólnie czytali Ewangelię św. Jana. Dzięki temu zacząłem rozumieć sens przyjścia Jezusa na ziemię, że On umarł na krzyżu za grzechy każdego człowieka, za moje również, aby w ten sposób zapłacić karę, zamiast mnie, i ofiarować mi życie wieczne, i że dar ten jest dostępny dla każdego. Wcześniej był to dla mnie tylko slogan, który słyszałem wiele razy w kościele. Teraz zrozumiałem, że muszę się osobiście do tego odnieść. Zrozumiałem, że aby tego doświadczyć, trzeba uwierzyć i osobiście przyjąć Jezusa Chrystusa do swojego życia, zgodnie z Ewangelią Jana: „Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego”. Nie byłem wtedy gotowy na podjęcie decyzji przyjęcia Jezusa. Myślałem sobie, że to jest super rozwiązanie, ale na stare lata. A ja przecież byłem na początku studiów, na początku swego dorosłego życia, i tak wiele jeszcze przede mną, że Bóg by mnie tylko w tym ograniczał. Bóg jednak dalej „pukał” do mojego serca. Przypomniał mi, że ojciec tej dziewczyny, która rozmawiała ze mną o Jezusie, umarł nagle w wieku 39 lat. Przypomniał mi też, że gdy byłem w szkole średniej, to mój kolega z klasy zginął tragicznie w wypadku motocyklowym – miał wtedy tylko 17 lat. Uświadomiłem sobie, że nie znam dnia ani godziny, kiedy Bóg zabierze mnie z tego świata. Skoro więc nie mam wątpliwości, że Słowo Boże mówi prawdę, to powinienem powierzyć Bogu swoje życie. Nie wahałem się ani chwili dłużej i w prostych słowach modlitwy wyraziłem swoją wiarę, przyjmując dar życia wiecznego, który Bóg daje w Jezusie Chrystusie, i oddałem Bogu kierownictwo w moim życiu.
Nie wydarzyło się nic szczególnego w trakcie modlitwy i po niej, z wyjątkiem pokoju w sercu co do mojej wiecznej przyszłości. Dzisiaj z perspektywy lat widzę, jak Bóg zmienia moje życie, robiąc to w subtelny sposób. Jestem wdzięczny Jezusowi za te wszystkie zmiany w podejściu do ludzi, świata, do tego, co mam. Wiem, że największą radością jest posiadanie bliskiej więzi z Bogiem. Nie oznacza to, że nie mam żadnych problemów w życiu, – te pojawiły się zaraz po podjęciu tej decyzji, kiedy to po raz pierwszy nie zdałem egzaminów w sesji podstawowej – ale oznacza to, że przechodzę przez trudne sytuacje z Bogiem. On dał mi wspaniałego pomocnika i doradcę, moją żonę, która była dziewczyną pomagającą mi poznać osobiście mojego Zbawiciela i Pana Jezusa Chrystusa.