Jurek Szkudelski

Kraków, Poland

Od niepewności do 100% pewności

Każdy z nas, gdyby był przekonany o tym, że Bóg istnieje, chciałby doświadczać Jego działania w swoim życiu.

Już jako dziecko często prosiłem Boga o pomoc i bardzo często otrzymywałem odpowiedź pozytywną dla mnie. Przez to mogłem odczuć to, że Bóg działa w moim życiu. Z drugiej strony, w kontaktach z otaczającymi mnie osobami nie sprawiało mi problemu częste ich okłamywanie, które zwykle było powodowane strachem przed ponoszeniem konsekwencji mojego postępowania. Moi najbliżsi często nie wierzyli mi nawet wtedy, kiedy mówiłem prawdę. Miałem też taki okres w swoim życiu, kiedy myślałem, że wszelkie niepowodzenia i problemy, jakie mnie spotykają są karą od Boga za moje codzienne, świadome nieposłuszeństwo Jemu.

Nie opuszczało mnie też ciągłe pytanie: „Dlaczego spotyka mnie to, czy tamto?”.

Modliłem się bardzo często, jednak prawie nigdy nie udawało mi się skupić na Bogu i na wypowiadanej treści modlitw, które były bardziej rutynowe i mechaniczne niż szczere. Byłem rozczarowany ich powierzchownością. Wiedziałem o tym i pragnąłem coś zmienić, ale mimo szczerych chęci nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wiele spraw powierzałem Bogu, ale tak w rzeczywistości prawie wszystkimi dziedzinami swojego życia kierowałem sam nie pytając go o nic. To pokazuje, że moja relacja z Bogiem opierała się głównie na oczekiwaniach pomocy mi w trudnych doświadczeniach.

Z Pismem Świętym miałem kontakt tylko w kościele. Dopiero na drugim roku studiów kupiłem sobie własny egzemplarz i postanowiłem je przeczytać. I zacząłem, lecz szybko się zniechęciłem, ponieważ nie rozumiałem tego, co czytam i tego, po co to robię.

Czasem też myślałem o tym, że będę zbawiony, czyli osiągnę życie wieczne z Bogiem po śmierci, ale tylko wtedy, gdy spełnię pewne warunki, takie jak, regularne wyznawanie grzechów, staranie się żyć „dobrym życiem” oraz wypełnianie obowiązków wynikających z mojej przynależności do kościoła.

W tym samym czasie (II rok studiów) miałem okazję rozmawiać z kimś o tym, co jest istotą Ewangelii. Staszek, bo tak miał na imię, mówił mi, że mój związek z Bogiem może być bardzo bliski i w ogóle możliwy przez osobę Jezusa Chrystusa. Było to dla mnie oczywiste, gdyż myślałem, że Jezus jest już obecny w moim życiu, ponieważ często mi pomagał, gdy Go o to prosiłem.

Po kilku tygodniach jednak zdałem sobie sprawę z tego, że z jednej strony starałem się ufać Bogu, był mi bliski, był częstym gościem w moich myślach i modlitwach, ale nie miałem pewności, co do tego, czy Jezus Chrystus mieszka w moim sercu, i czy tak naprawdę należę do Niego. Po prostu nie byłem w stanie wskazać takiej chwili w moim życiu, w której prosiłbym Go, aby wszedł do mojego życia i pokierował nim wg swojej woli. Inspiracją dla mnie był wtedy fragment z 1 Listu Jana 5:11-13:

„A świadectwo jest takie, że Bóg dał nam życie wieczne. A to życie jest w Jego Synu. Ten kto ma Syna, ma życie, a kto nie ma Syna Bożego, ten nie ma i życia. O tym napisałem do was, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne.” Zapragnąłem pewności tego, że Jezus jest obecny w moim życiu, a ono należy do Niego.  Byłem w połowie drugiego roku studiów. Był styczeń. Pokój w akademiku. Wtedy to w krótkiej modlitwie prosiłem Jezusa, aby zamieszkał w moim sercu, został Panem mojego życia i przebaczył mi to wszystko, czym go zraniłem oraz aby objął całkowite kierownictwo w moim życiu.

Z dnia na dzień obserwowałem, jak moje życie się zmienia. Doświadczałem radości, pokoju i poczucia bezpieczeństwa. Od tamtego czasu nigdy nie opuściła mnie pewność zbawienia, które mam dzięki temu, co Jezus zrobił dla mnie na krzyżu. Wywoływało to zdziwienie u ludzi, którzy znali mnie wcześniej. Zaskoczeniem była dla nich moja chęć rozmawiania o Chrystusie i towarzyszący temu entuzjazm.

Bóg sprawił też, że moja modlitwa stała się szczera i przestała być schematyczna i rutynowa. Jest ona teraz dla mnie spotkaniem z żywym, kochającym mnie Ojcem – spotkaniem, dającym mi dużo radości i wnoszącym w moje życie pokój. Zauważyłem, że Bóg wpłynął na te dziedziny mojego życia, które trudno było mi zmienić samemu np. teraz już nie kłamię, a kiedyś robiłem to bardzo często.

Również wcześniej czytałem Pismo Św. z chęci zaznajomienia się z jego treścią bez wiary, że może być ono przydatne w codziennym życiu. A teraz czytam je dlatego, że przez nie poznaję Boga i Jego wolę dla mojego codziennego życia oraz Boże obietnice, na których mogę się oprzeć.

Jezus zawarł w jednym zdaniu cel swojego przyjścia na ziemię mówiąc: „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości.(Ew. Jana 10.10). I dotyczy to każdego, kto pozwoli na to Jezusowi. A NAPRAWDĘ WARTO!

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories