Jacek

Sussex, New Jersey, USA

Życie nabrało sensu!

 Wciąż pamiętam, gdy stałem przed lustrem w małym spółdzielczym mieszkaniu rodziców i siostra zapytała się – po co emigrujesz do USA? Odpowiedziałem – po pieniądze, choć tak naprawdę chodziło aby mieć normalne życie dla mojej dopiero co założonej rodziny bo w Polsce panował jeszcze komunizm.

Bóg jednak miał dla mnie inny,  o wiele lepszy cel.  Na krótko przed decyzją o emigracji wziąłem ślub z Gosią. Spodziewaliśmy się też urodzenia pierwszego dziecka mając w paszportach wizę do USA a w kieszeni bilety do Nowego Jorku. Emigracja oznaczała również przerwanie studiów na prawie, na UJ.

Nasz wyjazd do Stanów, na parę miesięcy przed obradami okrągłego stołu, stał się dużą próbą wytrzymałości na przeciwności „losu”. Gdy przyjechaliśmy do Nowego Jorku znaleźliśmy się tu bez pomocy rodziny. Po tygodniu wałęsania się po tanich hotelach i znajomych, udało się nam wynająć mieszkanie. Bez mebli, przez dobrych parę dni spaliśmy na gazetach zamiast materacy, w przywiezionych z Polski śpiworach. Wkrótce potem znalazłem pracę za minimalną stawkę, potem trochę lepszą przeładowując ciężarówki. Po roku udało mi się dostać do pracy w największej firmie przewozowej w USA  jako kierowca, gdzie zresztą pracuję do dzisiaj, tyle że w innej funkcji, jako inżynier wydajności pracy.

Kolejne lata emigracji to skończenie studiów magisterskich, urodziny dwóch następnych synów, kupno domu, obywatelstwo. Na pozór wszystko grało, powoli się dorabialiśmy różnych rzeczy. Walczyliśmy po drodze z małżeńskimi problemami. Żona podczas mojej nieobecności w pracy i szkole była obciążona ponad miarę wychowaniem trzech synów. Grożenie rozwodem, jej depresje i moja bezradność coraz bardziej doprowadzały nas do przeświadczenia, że to wszystko nie ma sensu. Dokładnie pamiętam to lato, gdy czuliśmy się jak na kompletnej pustyni. Pustyni duchowej. Wspólnie zadawaliśmy sobie pytanie – po co w ogóle żyć? Po co ten kołowrót pracy, zajęć? I towarzysząca temu pustka w sercu?

Pierwszy przełomowy dla mnie moment nastąpił gdy odwiedzili nas znajomi Gosi z Polski. Zaczęli nam mówić o planie jaki ma Bóg dla każdego z nas. Byłem ateistą i nie zgadzałem się z tym o czym mówili ale oni przed wyjazdem zostawili w naszych rękach Biblię. Sięgnąłem po nią w parę miesięcy później, podczas przerwy w studiach. Od dłuższego czasu ciekawiło mnie o czym ta książka mówi. Gdy przeczytałem Ewangelię wg. Matusza i Łukasza, siła Bożego Słowa zaczęła we mnie coś zmieniać. Zacząłem szukać dowodów na to, że mogę zawierzyć świadectwu Pisma Świętego o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa i w końcu je uznałem.  Wkrótce potem zdecydowałem się na krok wiary i w modlitwie oddałem swoje życie Jezusowi. Wyznałem mu swoje grzechy. Cudzołóstwo, bluźnierstwo, niewierność, złość, awanturnictwo to tylko niektóre z nich.

Żaden piorun nie strzelił i następnego dnia obudziłem się w tym samym łóżku. Powoli jednak zaczęły zachodzić zmiany w moim życiu. Prawie z dnia na dzień przestałem przeklinać. Nie mogłem wymawiać przekleństw zdając sobie sprawę, że tymi samymi ustami modlę się i chwalę Boga. W moim życiu zapanował pokój, przestałem się zamartwiać „co będzie jutro”.  Bóg dalej robi niesamowite rzeczy, odpowiada na modlitwy w trudnych sytuacjach w pracy, rodzinie, potwierdza rożnego rodzaju życiowe wybory. Ta radość, pokój i poczucie sensu życia, sprawiły że się chce dzielić z innymi dobrą nowiną o Jezusie. Wciąż się zdumiewam, że były ateista może z takim entuzjazmem mówić o Bożej miłości. 

Jeśli zmagasz się z poczuciem pustki w życiu, życie nie ma dla Ciebie sensu, napisz do mnie. Chętnie z Tobą porozmawiam.

— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories