Wyjście ze strachu
Cześć mam na imię Dominika i chciałabym wam opowiedzieć moja historię poznania Jezusa.
Od dziecka rodzice zabierali mnie do kościoła i byli osobami, którzy pokazywali mi jaki jest Bóg.
Ja traktowałam Boga jak dobrego wujka. Gdy czegoś potrzebowałam prosiłam go o to. Cieszyłam się, gdy moje modlitwy się spełniały i byłam niezadowolona, gdy nie odpowiadał.
Trudnym momentem w moim życiu była tragiczna śmierć moich kuzynów gdy miałam 15 lat. Był to moment, kiedy przestraszyłam się śmierci. Zobaczyłam, że Bóg zabiera nawet młode osoby do siebie. Był to moment kiedy przestraszyłam się śmierci i postanowiłam zasłużyć sobie na zbawienie i miłość Bożą, żeby Bóg się przyznał do mnie po śmierci.
W związku z tym postanowiłam być dobrą córką, uczennicą, człowiekiem. Po pewnym czasie doświadczałam więcej niezadowolenia z tego powodu niż satysfakcji. Bóg był obecny w moim życiu, ale na dalszym planie. Tak minął okres liceum i początek studiów.
Pewnego razu koleżanka ze studiów zaprosiła mnie na herbatę. Podczas spotkania powiedziała mi o tym, że Bóg mnie kocha i mnie stworzył, że jak każdy człowiek jestem grzeszna, że Jezus umarł za mnie. Te rzeczy były dla mnie znane, ale czymś totalnie nowym były dwie kolejne kwestie, z których nie zdawałam sobie sprawy.
Pierwsza z nich była zawarta w słowach z Listu do Efezjan 2,8-9: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę, a to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga, nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił”. Dzięki tym słowom zrozumiałam, że zbawienie jest łaską i że to dar od Pana Boga, że niczym nie możemy na nie sobie zasłużyć ani nic dołożyć do ofiary Jezusa.
Druga rzecz dotarła do mnie po przeczytaniu fragmentu z I Listu Jana 5,11-13:
Z drugiej kwestii zdałam sobie sprawę po przeczytaniu fragmentu z I Listu Jana 5,11-13:
A takie jest owo świadectwo: życie wieczne dał nam Bóg, to życie jest w Jego Synu. Kto przyjmuje Syna, ma życie; kto nie przyjmuje Syna, nie ma życia. Piszę to wam, wierzącym w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie życie wieczne.
Te słowa były dla mnie czymś nowym. Mówią one wyraźnie, że kto ma w sercu Jezusa ten ma życie wieczne. Zrozumiałam, że jeśli będę miała Jezusa w sercu, to nie musze już bać się śmierci. A ja całe moje dotychczasowe życie bałam się śmierci i starałam się zasłużyć na zbawienie.
Koleżanka powiedziała mi, że mogę zaprosić Jezusa do swojego życia w prostej modlitwie wyrażającej pragnienie mojego serca:
Panie Jezu,
Potrzebuję Cię. Uznaję swoją grzeszność. Otwieram drzwi mojego życia i przyjmuję Cię jako swojego Zbawiciela i Pana.
Dziękuję, że przebaczyłeś moje grzechy umierając za mnie na krzyżu. Proszę o Twoje kierownictwo w moim życiu. Uczyń mnie takim, jakim chcesz.
Po miesiącu od tej rozmowy podjęłam w modlitwie świadomą decyzję pójścia za Bogiem.
Po tej decyzji zrozumiałam, że Bóg jest tym, który mówi prawdę. Skoro obiecuje życie wieczne, tym, którzy uwierzą w Jezusa, to tak jest.
Ta prawda uwolniła mnie od strachu przed śmiercią w moim życiu.
Zaczęłam uczęszczać na grupki Biblijne, aby poznawać Boga i zrozumiałam, że ważne jest dzielenie się Ewangelią z innymi i zaczęłam to robić.
Przez ostanie lata Bóg dawał mi siłę, żeby przetrwać trudną chorobę i nadzieję, kiedy wszystko wydawało się zagmatwane. Nawet gdy szłam na operację, miałam pokój, bo wiedziałam, że gdyby coś poszło nie tak, pójdę prosto do Boga.
Uważam, że decyzja pójścia za Jezusem była najlepszą i najważniejszą decyzją, jaką mogłam podjąć w swoim życiu.