Odmienione życie
Nigdy nie miałam wątpliwości co do tego, że Bóg istnieje. Słyszałam o Nim z wielu źródeł: od mamy, w Kościele, na lekcji religii. Jednak wiedza o Bogu nie sprawiała, żebym widziała Jego realny wpływ na moje życie. Przeciwnie – czułam się przez Niego opuszczona. Miałam żal do Boga, że nie reagował, kiedy dotykały mnie przykrości. Na przykład, gdy cierpiałam z powodu uzależnienia od alkoholu jednego z członków mojej rodziny i związanych z tym nieprzyjemnych sytuacji w domu. Miałam kiepską relację z siostrą, bo traktowałam ją jak rywalkę w nauce oraz w zdobywaniu względów w rodzinie i wśród znajomych. Czułam się od niej gorsza i próbowałam dorównać jej w rożnych dziedzinach. Kiedy mi to nie wychodziło, obniżało się moje poczucie własnej wartości.
W liceum zaczęło zmieniać się moje nastawienie do Boga. Próbowałam szukać Go na swój sposób, czytając o Nim różne teksty i jeżdżąc na młodzieżowe spotkania chrześcijan. Podczas takich spotkań, Bóg wydawał mi się bardziej bliski, ale kiedy wracałam do domu, znów na Niego obojętniałam.
Przyszedł czas studiów. Przeprowadziłam się z małej wioski do wielkiego miasta. Dużo rzeczy zmieniło się wokół mnie i zapragnęłam, żeby zmieniło się też coś we mnie. Postanowiłam zadbać – najogólniej to ujmując – o własne szczęście. Kiedy zastanawiałam się jak to zrobić, zaczęłam przypominać sobie momenty z przeszłości, w których czułam się dobrze w swojej skórze. I, co było dla mnie wielkim odkryciem, do głowy przychodziły mi tylko te sytuacje, które wiązały się z Bogiem i przekonaniem o Jego bliskości. Dlatego któregoś wieczoru, w moim akademickim pokoju, powiedziałam Bogu, że Go potrzebuję. Ale nie tak od czasu do czasu, kiedy jestem z innymi chrześcijanami, ale potrzebuję Go od teraz na zawsze. Poprosiłam Boga, aby wszedł do mojego życia i wziął jego stery w swoje ręce. Kilka tygodni później kupiłam Pismo Święte. Czytając je, przypominałam sobie dawno usłyszane prawdy i poznawałam nowe. Z każdym odkryciem czułam jak wzbiera we mnie wdzięczność do Boga za to, co dla mnie zrobił – oddał swojego Syna Jezusa Chrystusa po to, żebym ja nie musiała płacić kary za wszystkie złe rzeczy, które zrobiłam, ale żebym mogła spędzić z Nim wieczność. W liście do Efezjan (2,8-9) przeczytałam:„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.” Pomyślałam, że skoro to jest dar, to ja chcę go przyjąć, i powiedziałam o tym Jezusowi w modlitwie.
Od tamtego czasu Jezus jest dla mnie kimś więcej niż Bogiem. Jest moim Panem i Zbawicielem. Odkąd zaprosiłam Go do mojego życia, doświadczam Jego obecności przez cały czas. Nie znaczy to, że unoszę się dwa metry nad ziemią, ale mam świadomość, że On jest ze mną we wszystkim, co robię. Bóg zmieniał mnie i wciąż zmienia pod wieloma względami. Nauczył mnie wybaczać, naprawił relację z siostrą, która jest teraz moją najlepszą przyjaciółką. Dzięki Niemu nie szukam swojej wartości w osiągnięciach, ani w tym czy inni mnie lubią. Najważniejsze jest dla mnie to, ile jestem warta dla Boga – a skoro poświęcił On dla mnie swojego Syna, to jestem warta bardzo dużo.
Pisałam wcześniej, że w którymś momencie postanowiłam zadbać o swoje szczęście. Tak naprawdę zadbał o nie Ktoś inny, a ja potrafię je w końcu zdefiniować. Największe szczęście dla mnie, to życie z Bogiem, przeżywanie z Nim radości i smutków, położenie zaufania w Kimś, kto jest wierny, kochający i dobry.