Nic - tylko uwielbiaj!
Nigdy nie było w moim życiu momentu, w którym pomyślałabym sobie: Boga nie ma. Zawsze mniej lub bardziej świadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że On istnieje. Zawsze był w moim życiu obecny, stawiał na mojej drodze dobrych ludzi. Oddałam Mu swoje życie. Wyznałam Go publicznie jako swojego Jedynego Boga, Pana i Zbawiciela. Wiedziałam, że jeśli naprawdę oddam Mu swoje sprawy moje życie będzie łatwiejsze.
Po ukończeniu studiów przez blisko 2 lata nie miałam sensownej pracy. Momentami bywałam już załamana i zmęczona całą tą sytuacją. Myślałam sobie: Panie! Dlaczego? Przecież ja chcę dla Ciebie pracować! Prosiłam Pana Boga, modliłam się… i nic… Mówiłam, że oddaję Mu wszystko, ale tak naprawdę kurczowo trzymałam się swoich problemów i zamartwiałam się nimi.
W pewnym momencie, kiedy już zaczęło mi być wszystko jedno, kiedy poczułam się zupełnie bezradna, przyszła mi myśl, że przez cały miesiąc sierpień nie będę już Pana Boga o nic prosić. Każda moja modlitwa będzie uwielbieniem. Teraz już wiem, że było to światło Ducha Świętego. Rzeczy, o które mogłabym prosić namnażało się coraz więcej – a ja zgodnie z tym co obiecałam – codziennie Boga chwaliłam o nic nie prosząc. Było to naprawdę trudne… – o nic nie prosić… Ale dzięki temu poczułam się wolna. Przestałam już marzyć, snuć wizje swojej przyszłości. Zajęłam się swoim codziennym życiem. Modliłam się modlitwą uwielbienia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest to najdoskonalsza forma modlitwy…
I tak w ostatnim tygodniu sierpnia otrzymałam telefon z zapytaniem, czy chciałabym podjąć pracę w szkole w diecezji gdańskiej. (!) A wszystko to w takim czasie, kiedy już przestałam o tym myśleć i o to zabiegać! Szaleństwo! Trafiłam do wspaniałego miejsca w środowisko otwartych i życzliwych ludzi. Chwała Ci Ojcze! Alleluja! Uwielbiam Cię Jezu! Uwielbiam Cię Duchu Święty!