Moje życie nie miało dla mnie żadnego znaczenia
Moja rodzina była w szoku, gdy w naszym bloku doszło do tragedii i zmarła młoda, 15-letnia dziewczyna. Miałam wtedy ok. 7 lat i pierwszy raz myślałam o śmierci. Pamiętam, jak mocno płakałam, ale nie z powodu śmierci tej dziewczyny. Mimo starań moich rodziców nie czułam się przez nich kochana i w tej sytuacji wyrzucałam im, że gdybym ja umarła, to na pewno nie przyszliby na mój pogrzeb.
Od tamtej pory myśli o śmierci stały się dla mnie czymś normalnym. Choć o Bogu słyszałam od dziecka na coniedzielnej mszy, nie miał On żadnego wpływu na to, kim jestem i co robię. Jako 13-latka prowadziłam pamiętnik, w którym zastanawiałam się np. która z metod na popełnienie samobójstwa była najmniej, a która najbardziej bolesna. Dzięki Bogu tylko teoretycznie, ponieważ zawsze bałam się zrobić krok w tym kierunku. Bałam się tego, co może być potem. Jako nastolatka sens życia odnajdywałam jedynie w krótkich radościach, przyjemnościach i relacjach, ale w głębi duszy czułam się samotna i niekochana. Moje życie – w moich oczach – nie miało wtedy żadnego znaczenia.
Bóg jednak nie raz wyciągał mnie z trudnych sytuacji i wołał do siebie, a ja z biegiem lat coraz częściej uciekałam się do Niego. Zawsze, gdy Go potrzebowałam, był blisko, pocieszał mnie i dawał nadzieję. Jeszcze wtedy nie rozumiałam jednak, co to znaczy zaufać Mu i mieć w Nim Przyjaciela. Nawet nie chciałam tego, gdyż cały czas sądziłam, że potrafię sama świetnie ułożyć sobie życie – co nie było prawdą. 4 lata temu mój świat zewnętrzny i wewnętrzny bardzo się pokomplikował: zaczęłam panicznie bać się śmierci, miałam przerażające koszmary, w których następował koniec świata, ktoś próbował mnie zabić lub pojawiały się złe duchy. Problemem stało się zasypianie przy zgaszonym świetle czy zostawanie samej w domu. Choć byłam w długim i stałym związku, nie czułam się kochana i desperacko potrzebowałam coś zmienić. Zrobiłam więc pierwszą rzecz, która przyszła mi do głowy: poszłam na pielgrzymkę.
Atmosfera i zgiełk pielgrzymki nie do końca mi odpowiadały, ale każdego dnia Bóg łamał moje myślenie i dostawał się coraz bardziej do mojego serca. Przedostatniego dnia zrozumiałam, że jeśli chrześcijaństwo jest prawdą – Jezus umarł za moje grzechy, pokonał śmierć i daje życie wieczne – to nie muszę się niczego bać, jeśli On jest ze mną. W tamtej chwili skończyły się wszystkie lęki i złe sny i po raz pierwszy od długiego czasu czułam się naprawdę spokojna. Po powrocie z pielgrzymki moje życie wróciło jednak do starych schematów. Dopiero rok później, gdy znowu miałam bardzo trudny czas i relacja, w której byłam, zakończyła się – uznałam, że nie potrafię sama naprawić swojego życia i poprosiłam Boga, by zrobił to za mnie i ułożył moje życie tak, jak chce. Podjęłam wtedy decyzję, że skoro Jezus żył i umarł dla mnie, to również ja, od tej pory, chcę żyć dla Niego.
To niezwykłe, jak szybko i zaskakująco Bóg odpowiedział na moje modlitwy. Dał mi grupę chrześcijan, dzięki której zaczęłam czytać Biblię i coraz lepiej Go poznawać. Nadał sens mojemu życiu i rozpalił moje serce taką miłością, jakiej nie znałam wcześniej. A do tego dał mi ogromne poczucie bezpieczeństwa i zabrał lęk przed śmiercią. Oczywiście nie wszystko jest idealne i wciąż są obszary w moim życiu, które wymagają zmian i Jego łaski, ale w tym wszystkim wiem, Komu wierzę i na Kim mogę polegać. Jak to ujął psalmista Dawid: Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, bo Pan mnie podtrzymuje (Psalm 3). Chwała Panu!
Jeśli czujesz się samotny, niekochany; jesteś pełen lęku czy płaczesz w środku, bo nie wiesz, gdzie uciec i jak żyć – zachęcam cię, byś szczerze wołał do Boga. On może ci pomóc i wydobyć cię z dołu zagłady i z kałuży błota (Psalm 40). On chciał, byś przyszedł na świat i kocha cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.
Możesz także napisać do mnie – chętnie z tobą porozmawiam i poznam twoją historię.