Marek Wyrzykowski

W poszukiwaniu zbawienia

Należę do osób, które myślały o zbawieniu już od dziecka. Odkąd pamiętam, pragnąłem mieć pewność zbawienia, ale nie wiedziałem, jak tę pewność uzyskać. Nawet nie wiem, dlaczego, ale wymyśliłem sobie, że zbawienie jest zapłatą za dobre życie – więc starałem się dobrze żyć, aby spodobać się Bogu. Ciągle jednak miałem poczucie, że nie jestem wystarczająco dobry – cały czas dostrzegałem w sobie zachowania czy myśli, o których byłem przekonany, że Bóg ich nie akceptuje. Taki stan powodował niepokój i pytanie: co się ze mną stanie po śmierci? Pójście do spowiedzi trochę pomagało, ale dawało ulgę jedynie na krótko, do kolejnego grzechu. Lata mijały, a ja nie znajdowałem odpowiedzi na swój problem. W klasie maturalnej, zachęcony przez księdza prowadzącego zajęcia z religii, kupiłem sobie Nowy Testament. Uważałem, że jako chrześcijanin powinienem znać Pismo Święte, więc przeczytałem Nowy Testament od deski do deski. Niewiele z niego zrozumiałem. Do dziś pamiętam jedynie, że nie bardzo lubiłem czytać zakończenia każdej Ewangelii – Pan Jezus znowu umierał i było mi tak jakoś smutno.   Trochę ponad rok później, gdy byłem już na studiach i mieszkałem w akademiku, kolega zaprosił mnie na spotkania dyskusyjne w oparciu o Pismo Święte. Jako człowiek zainteresowany tematem zacząłem chodzić na te spotkania. Były one oparte na Ewangelii wg św. Jana. Pomogły mi one uporządkować wiele spraw. Niektóre z prawd, o których rozmawialiśmy, nie były dla mnie nowe. Wiedziałem, na przykład, że Bóg mnie kocha, że jestem grzesznikiem, że Pan Jezus umarł za grzechy ludzi. Było jednak coś, co miało dla mnie znaczenie „rewolucyjne” – że muszę osobiście podjąć decyzję o przyjęciu zapłaty Jezusa za moje grzechy. Pamiętam bardzo wyraźnie, jak zaproponowano mi podjęcie tej decyzji i wyrażenie tego w modlitwie, a ja modliłem się na głos w pokoju kolegi w akademiku.   Pierwszą zmianą, jaka zaszła we mnie po tej decyzji to zniknięcie strachu przed śmiercią. Strach przed piekłem został zastąpiony przez ufność, że mam życie wieczne nie dzięki własnym zasługom, ale dzięki temu, czego dokonał Jezus umierając za mnie na krzyżu. Świadomość tego wlała w moje serce pokój, którego sam nie byłem w stanie wypracować. Druga istotna zmiana, którą dostrzegłem, to zrozumienie Pisma Świętego. Biblia nagle stała się dla mnie żywa. Dziwiłem się sobie, że jeszcze niedawno czytałem te same teksty, a nic z nich nie docierało do mnie. Ale zrozumiałem, że przed przyjęciem Jezusa byłem martwy duchowo i nie byłem w stanie rozumieć Bożego Słowa. Trzecia zmiana, którą zacząłem dostrzegać po jakimś czasie, dotyczyła mojego wnętrza. Wcześniej żyłem dla siebie, JA byłem najważniejszą osobą w moim życiu. Teraz zacząłem dostrzegać w sobie pragnienie życia dla Boga, robienia w życiu tego, co Jemu leży na sercu. Czymś ważnym stało się dla mnie to, by inni ludzie poznawali Dobrą Nowinę o zbawieniu, zacząłem widzieć potrzeby duchowe ludzi wokoło i chciałem coś robić, by pomagać te potrzeby zaspokajać. To doprowadziło mnie do decyzji o rozpoczęciu po studiach pracy w organizacji misyjnej i poświęceniu swojego życia sprawie budowania Bożego Królestwa.   Od decyzji zaufania Chrystusowi minęło już wiele lat. Bardzo wyraźnie widzę Boże działanie w każdej dziedzinie mojego życia i jestem Mu za nie bardzo wdzięczny. Chociaż wyraźnie widzę, jak wiele mi brakuje do pełnej dojrzałości, mam też świadomość, że “Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa” (Filipian 1,6).
— Read more —
Contact me Learn more about Jesus

Similar stories