
Okazało się, że on nie istnieje
Czy widziałeś kiedyś naprawdę małą wieś, poniżej 100 mieszkańców, grubo poniżej? A widziałeś kiedyś na takiej wsi bloki mieszkalne? Jeśli tak, to jest duża szansa, że byłeś w moich stronach! Tak wyglądają wsie po byłych PGR-ach. Od dziecka wiedziałem, że muszę się stamtąd wybić i coś osiągnąć. Bo jak inaczej poczuć się ważny i wartościowy? Od kiedy pamiętam miałem w mojej tożsamości wielką lukę niedowartościowania. Zapełniałem ją czym się tylko dało. Porównywałem się z innymi i zawsze chciałem wypaść lepiej. Najgorzej było, kiedy trafiłem do najlepszego liceum w pobliskim mieście- otoczony przez dzieci lekarzy, przedsiębiorców… A ja? Czym mogę się poszczycić? Wręcz nie lubiłem osób, które zdawały się być fajniejsze ode mnie. Konkurowałem z takimi ludźmi. Mój wewnętrzny ranking obejmował prawie wszystko- osiągnięcia w szkole (uczyłem się naprawdę dobrze), zdobyte dziewczyny, cena noszonych ubrań (kupowałem ciuchy, na które totalnie nie było mnie stać), bycie fajnym, czyt. chętne zgadzanie się na zbyt duże ilości alkoholu czy palenie zioła, a przede wszystkim opinia ludzi. To oni ostatecznie decydowali o tym, czy jestem fajny, czy nie. W środku ogromna niepewność, a na zewnątrz śmieszek i pewniak. I codziennie to samo- jak zaimponować, jak pokazać się z najlepszej strony? Bo wczorajszą pochwałą nie dało się zaspokoić potrzeby na dzisiaj. Męczące było takie życie. A Bóg? Surowy, wymagający, niezadowolony ze mnie- zupełnie, jak ja sam wobec siebie.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy pewnego razu kolega z klasy przeciwstawił mi się. Namówiłem innych, żeby jednemu chłopakowi obciąć siłą grzywkę w szatni. Jemu to jakoś nie imponowało i nie bał się tego powiedzieć przy wszystkich. Był wierzący. Bardzo go lubiłem. Ten Bóg mi jakoś nie pasował, ale szanowałem to. Widziałem w nim różnicę, której nie umiałem do końca zdefiniować. Tak samo było z moją ostatnią dziewczyną w liceum. Jej pewność siebie była inna niż moja. Jakaś taka… pokorna i cicha. Nikomu nie musiała chwalić się swoimi osiągnięciami, a z jej domu aż nie chciałem wychodzić. Tęskniłem do tej atmosfery akceptacji i miłości. I znowu On. Wiedziałem, że to z Jego powodu ta rodzina tak wygląda. Jaki w końcu jest ten… Bóg? Pierwsza odpowiedź przyszła po kilku miesiącach na przystanku Woodstock. Podczas rozmowy z nieznajomą dostałem do przeczytania Psalm 63: „Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza. Ciało moje tęskni za Tobą, jak zeschła ziemia łaknąca wody.” To było dokładnie to, co czułem. Słuchałem chętnie o Jego nieograniczonej miłości, ale nie umiałem tego przyjąć. Nie czułem się godny. Poza tym to było jakieś za piękne, żeby było prawdziwe. Przełom nastąpił po paru miesiącach, w październiku 2009. Usłyszałem od chłopaka na uczelni o Bożym planie- o Jego miłości, od której ja się odwróciłem przez grzech (dobrze sobie zdawałem z tego sprawę), ale i o rozwiązaniu przez śmierć Jezusa. Zdecydowałem się uwierzyć w to, że On zbawił mnie na krzyżu i uwalnia mnie do nowego życia. Zrozumiałem, że chodzi o przyjęcie Go przez wiarę, a nie o wypełnianiu dobrych uczynków, żeby zadowolić Boga. On już mnie kocha w pełni i nie zrobię niczego, żeby pokochał mnie bardziej.
Okazało się, że jest więcej takich osób, które idą w życiu za Bogiem. Od kiedy zacząłem otaczać się nimi, zacząłem widzieć zmiany. Oni nie osądzali mnie i akceptowali, a Bóg mnie zaczął tego uczyć w stosunku do innych ludzi. Przede wszystkim jednak zacząłem akceptować samego siebie, nawet się polubiłem! Czytanie Biblii stało się moim nawykiem, a ona sama moim odnośnikiem we wszystkich życiowych dylematach. Zabrakłoby tu miejsca na opisanie wszystkiego, jak On działa w moim życiu- jak uzdrowił mojego synka czy zmienił mój charakter. W tym wszystkim jednak ciągle uczę się, jak naśladować Jezusa, bo dużo mi jeszcze brakuje. Ale teraz to już zupełnie inna walka. Nie dziwie się, że tak wiele ludzi dzisiaj odrzuca Boga, bo ja sam taki byłem. Jednak widzę, że to nie Boga odrzucają, ale jakieś Jego wyobrażanie, najczęściej nieprawdziwe. Gdzie jest ten surowy i niezadowolony bóg? Okazało się , że nie istnieje. I chwała Bogu! 🙂
Marek Felskowski
marek.felskowski@gmail.com
665 800 784